Dziesiątki tysięcy publikacji na Facebooku, ponad trzy tysiące w prasie, tysiąc w radiu oraz telewizji. Od początku roku zainteresowanie mediów – i tradycyjnych, i społecznościowych – Mariuszem Pudzianowskim jest bezprecedensowe.
Głównym wątkiem medialnego szumu są komentarze, które „Pudzian” publikuje na swoim facebookowym profilu, a także na stronie swojej firmy transportowej. Nawet kariera na ringu Pudzianowskiego nie była dla internetowych komentatorów tak interesująca i angażująca. W ciągu kilku ostatnich miesięcy na podwyższone zainteresowanie w social media „Pudzian” mógł liczyć tylko na przełomie października i listopada, przy okazji jednej z walk MMA stoczonych w ramach gali KSW w Londynie. Jednak nawet wtedy jego nazwisko nie pojawiało się w internetowych komentarzach tak często, jak na początku 2016 roku w związku ze sprawą kilku wpisów na Facebooku, fotografii kija baseballowego i ostrym konfliktem z organizacją HejtStop.
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że podczas internetowej dyskusji największy odzew zawsze wywołują komentarze jaskrawe i emocjonalne. Nie inaczej jest w przypadku sprawy Pudzianowski – HejtStop. Gdy przyjrzymy się publikacjom, które wywołały najwięcej interakcji – a zatem tym najbardziej angażującym – okaże się, że w czołówce znajdują się komentarze, w których pojawiają się słowa o jasno określonym wydźwięku: zwykle pozytywnym w stosunku do Mariusza Pudzianowskiego. W dyskusję rzadziej angażowali się Polacy, którzy krytykowali deklaracje, działania i opinie „Pudziana”.
Kontrowersje wokół opinii deklarowanych przez Pudzianowskiego rosły, a sprawa szybko zyskiwała rozgłos. Nie obyło się bez usuwania pośpiesznie dodanych i polaryzujących opinie komentarzy. Stąd też przy okazji sprawy HejtStop warto ponownie zadać pytanie o odpowiedzialność za publikacje we własnych kanałach w nowych mediach. Działa tu mechanizm napędzany przez największą obecnie zmorę sieci społecznościowych: fetysz szybkości. Internet, w przeciwieństwie do papieru, nie jest cierpliwy. Dziś w serwisach społecznościowych wszystko musi być na już: nie tylko informacja, ale – co gorsza – także komentarz, osąd i opinia. Facebookowe wpisy związane ze sprawą HejtStop znikały nie tylko z kont Pudzianowskiego. Swój – niewybredny zresztą – komentarz na ten temat usunął także Paweł Kukiz. W internecie nic jednak nie ginie. Słowa opublikowane w serwisach społecznościowych są dziś tak samo trwałe, jak te wydrukowane w „starych” mediach. Różnica jest podstawowa. Druk wymaga od autora więcej cierpliwości i czasu, dzięki czemu emocje można ostudzić, a konsekwencje swoich słów – łatwiej przewidzieć. Szkoda, że w komunikacji prowadzonej w mediach społecznościowych tak często nadal się o tym zapomina.
Łukasz Jadaś, ekspert ds. badań internetu i social mediów, Instytut Monitorowania Mediów