Marszałek Sikorski nie raz pokazał, że jego polityczny temperament przeradza się polityczne ADHD. Nie jest to pierwszy i ostatni taki polityk i nie wymagałoby to szerszego komentarza gdyby nie fakt, że najwyższe funkcje państwowe, które pełni, determinują pewien styl. Szczególnie w obliczu sytuacji kryzysowych, w których galop jest niebezpieczny.
Wielu polityków, starając się zaistnieć w mediach wygłasza oryginalne treści. Niektórzy promują swoje wersje wydarzeń i rzeczywistości wbrew faktom. Niektórzy robią to pod dyktando sondaży i badań, budując swoją pozycję. Często (niestety) skutecznie.
Jednak póki robią to politycy i posłowie nie piastujący wysokich funkcji państwowych można uznać, że taka natura polityki i takie prawo wybranych, choćby w nawiązaniu do wolności słowa. A fantastów i mitomanów rozliczą wyborcy. Jednak sytuacja zmienia się w chwili, gdy mamy do czynienia z osobami stojącymi na szczytach władzy państwowej.
Marszałek recydywista
Marszałkowi Sikorskiemu nie można odmówić doświadczenia. Jego zawodowy życiorys pozwala mieć nadzieję, że skoro niejedno widział i jest politykiem z międzynarodowym obyciem nie będzie popełniał spektakularnych gaf. Pytanie dlaczego ze swoich błędów nie wyciąga wniosków?
Kilka miesięcy temu – w październiku 2014 r. – R. Sikorski przepraszał na konferencji prasowej za to, że w rozmowie z portalem Politico powiedział, iż Rosja usiłowała wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę, a Putin chciał, żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy. „Od lat wiedzieliśmy, że tak myślą. Była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie Putin powiedział premierowi Donaldowi Tuskowi w czasie jego wizyty w Moskwie” – oznajmił wtedy. Wypowiedź wywołała burzę, a były szef MSZ tłumaczył się później słowami: „Zawiodła mnie pamięć (…) Zdarza się człowiekowi zagalopować, tak było w tym przypadku, jest mi szczególnie przykro, że w niezręcznej sytuacji postawiłem zarówno przewodniczącego-elekta Rady Europejskiej Donalda Tuska, jak i moją poprzedniczkę (na stanowisku marszałka Sejmu) Ewę Kopacz.”
Dzisiaj w obliczu tragicznych wydarzeń w Tunisie, marszałek zamiast – jak przystało na drugą osobę w Państwie – ważyć każde słowo, ogłasza w telewizji błędną liczbę ofiar, powołując się na MSZ, a następnie deklaruje ogłoszenie żałoby narodowej, wyręczając Kancelarię Prezydenta.
Galop w kryzysie
W sytuacjach kryzysowych jedną z podstawowych zasad jest powściągliwość i dbałość o precyzję. Nie można rozsiewać informacji szerzących zamęt, niebezpieczne emocje czy panikę. Szczególnie, gdy dotyczy to rzeczy najważniejszych – życia ofiar. Wytłumaczeniem nie jest zaznaczenie, że są to informacje niepotwierdzone, bowiem opinia publiczna i tak bierze je sobie do serca. Zawsze należy pamiętać o konsekwencjach procesów komunikacji. Niestety marszałka Sikorskiego pamięć zawodzi nie pierwszy raz.
Nie powinien on także zapominać o podziale ról i zasadach zgodnie z którymi – właściwą osobą do przekazania informacji w imieniu Prezydenta jest on sam lub przedstawiciel jego Kancelarii, a w imieniu MSZ – minister lub osoby przez niego wskazane. Uniknąłby R. Sikorski dzisiejszej krytyki i słusznych komentarzy G. Schetyny: „Nie wiem, skąd takie informacje. Byłem absolutnie zaszokowany” czy „W takich sytuacjach informacje powinny być tylko oficjalne i tylko sprawdzone. Nie będę komentował słów drugiej osoby w państwie. Państwo musi zdać egzamin w takich sytuacjach. Zdało. Za występy medialne ja nie chce odpowiadać”.
R. Sikorski zabłysnął i zniknął. Teraz prawdopodobnie zrobi to, co zrobić powinien wczoraj – poczeka i przemyśli w ciszy, by znowu się nie zagalopować. Marszałku, warto wstrzymać konie, bo galop w kryzysie jest niebezpieczny.
Krystian Dudek, prezes zarządu PSPR, właściciel Instytutu Publico