Amerykanie dziś w nocy polskiego czasu wybiorą 45 prezydenta USA. Z tej okazji podsumowujemy kampanijne zmagania Hillary Clinton i Donalda Trumpa oraz ich konfrontacje podczas trzech debat.
W PRoto.pl wiele uwagi poświęcaliśmy kampanii w USA. Doradcę wizerunkowego Trumpa pytaliśmy o to, jakim jest „klientem” i na ile zdaje sobie sprawę z wagi wizerunku w kontekście walki o fotel prezydenta. Pisaliśmy o konflikcie Donalda Trumpa z dziennikarzami The Washington Post, przemówieniu Melanie Trump, w którym żona reprezentanta Republikanów brzmiała jak Michelle Obama w 2008 roku. Sztab Trumpa o poprzednim wystąpieniu nie pamiętał, ale zapewniał, że Melania inspirowała się życiem – nie Obamą.
A na kłopoty z pamięcią pomogą boty – twierdzą z kolei współpracownicy Hillary Clinton. Agregatory miały przypomnieć wyborcom Donalda Trumpa wypowiedzi, do których się nie przyznawał. Kandydat Republikanów nie pozostał dłużny. Na Snapchacie kąśliwie wytykał Hillary Clinton problemy zdrowotne. Podczas obchodów rocznicy ataku na WTC sekretarz stanu zasłabła. Światowe media zaczęły wówczas spekulować, czy podoła obowiązkom prezydenta. Dziennikarze skupili się również na tym, że w przeszłości kandydatka Demokratów narzekała już na problemy zdrowotne. Sztab Clinton przyznał, że popełnił komunikacyjny błąd w związku z doniesieniami o chorobie Hillary Clinton.
„Po raz pierwszy kampania w USA jest tak agresywna” – twierdzi Zbigniew Lazar, prezes Modern Corp: „Nie ma w niej śladu udawania, że chodzi o program. Ponieważ nie ma programu, muszą być emocje. Nie ma również pozorów uprzejmości i wzajemnego szacunku. Dawniej kandydaci mogli się kłócić o programy, o podejście do polityki, o przyszłość, ale potem podawali sobie rękę”.
Adam Łaszyn, szef Alert Media Communications, także jest zdania, że ta kampania wyróżniała się na tle poprzednich w USA.
„Zawsze kampanie żyły jakimiś skandalami, ale skala nasycenia aferami nigdy nie była aż tak potężna. Właściwie mamy do czynienia z wojną właśnie na skandale. Niemal wyłącznie. Liczą się one znacznie bardziej, niż jakakolwiek merytoryczna dyskusja o teraźniejszości i przyszłości Ameryki. Nigdy dotąd nie było aż tak. Jeśli Amerykanie widzieli spór nt. polityki zagranicznej, to sprowadzał się do wyzwisk, kto jest głupszy od Putina. Jeśli o sprawach wewnętrznych, to najbardziej rozpalające emocje było odgrzewanie romansów i molestowań samego Trumpa i męża Hillary Clinton”.
Według Łaszyna ta tendencja jest „smutna merytorycznie, ale atrakcyjna medialnie”:
„Cały świat się tym ekscytuje, a stacje telewizyjne godzinami relacjonują te brudy amerykańskiej kampanii. A wiadomo już, że taki czy inny wynik wyborów bynajmniej nie zakończy tego spektaklu. W przypadku wygranej Clinton – już sporo osób, począwszy od Bruce’a Springsteena, emocjonuje się nieprzewidywalną reakcją Trumpa. W przypadku zaś wygranej Donalda Trumpa – ten spektakl wejdzie w zupełnie nowy wymiar”.
Ekspertów zapytaliśmy również o ich ocenę trzech debat prezydenckich kandydatów. Ci – według Zbigniewa Lazara – zrozumieli, że nie wystarczy przygotowanie, kultura osobista, umiejętność rozbrojenia sytuacji w kunsztowny sposób.
„Proszę zauważyć, że Donald Trump zwraca się do Hillary Clinton nie po imieniu czy po nazwisku. Bardzo często używa trzeciej osoby: »ona«, »to jej pomysł«. Ona z kolei nazwała go wprost wariatem: »Loose cannon« (Luźna armata). To idiom angielski, który należy tłumaczyć, jako coś, co wszystko niszczy i wprowadza chaos”.
Adam Łaszyn uważa, że debaty Trump-Clinton pokazały (po raz kolejny), jak ogromne znaczenie mają takie konfrontacje w amerykańskich kampaniach wyborczych. Jego zdaniem, w obecnej kampanii to debaty pozwoliły sztabowi Hillary Clinton odwrócić niekorzystny trend wzrostowy notowań Donalda Trumpa:
„Do czasu debat Clinton była jakby w cieniu spektakularnego medialnego show odgrywanego przez nowojorskiego miliardera. Mówiło się w praktyce niemal wyłącznie o Trumpie – owszem głównie o jego ekscesach, ale bezwzględnie to on dominował w mediach. To debaty pozwoliły Clinton pokazać swe przewagi nad Trumpem. Do każdego z trzech spotkań była znacznie lepiej przygotowana. I konsekwentnie realizowała przygotowane plany i w zasadzie nie robiąła błędów. Na tym tle rozgorączkowany Trump wypadał na zdezorganizowanego. Wyraźnie improwizował w wielu wymianach zdań. I czasem te improwizacje były dla niego fatalne, jak wzmianka o możliwym braku akceptacji dla wyników wyborów. Obserwatorzy zwracali uwagę na nawoływania sztabowców Trumpa zza kulis, by trzymał się ustaleń. Ale to było ponad temperament wyraźnie dumnego ze swej spontaniczności miliardera. Amerykanie trzy razy mieli okazję stwierdzić różnice kompetencyjne obu kandydatów – starcie medialnego celebryty i doświadczonego polityka. I wiele wskazuje na to, że widzom bardziej przypadła do gustu dobrze przygotowana, ale swobodna Clinton, niż aż nadto ekstrawertyczny Trump”.
Zbigniew Lazar stwierdza jednak, że Donald Trump może zyskać, bo od początku był we wszyskich działaniach naturalny. Przez całą kampanię nie zmienił taktyki i poza elitami waszyngtońskimi wyborcy mogą to uznać za duży atut.
Dla prezesa Modern Corp te wybory pokazują zmiane pewnych przyzwyczajeń i tendencji: „To, co uderza w wypowiedziach Amerykanów, to fakt, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów będą wybierać mniejsze zło. Pierwszy raz też obecny prezydent oficjalnie wspiera jednego kandydata, co do tej pory nie miało miejsca” – konkluduje.
Magdalena Wosińska
Czytaj także: Waszyngtońska ruletka