Jak przyznaje były wieloletni dziennikarz Faktu, tabloidy zwykle są nieomylne. Nawet gdy zarzuty zawarte w ich materiałach są mocno przesadzone. W rozmowie z Gazetą Wyborczą opowiada m.in. o „ustawkach”, „wkrętkach” polityków, chcących skompromitować konkurencję.
Piotr Mieśnik w Fakcie pracował przez 7 lat. Jak zaznacza, „tabloid wystawi nawet przyjaciela”. „Jak ma się coś mocnego, to się przypieprza po równo. To właśnie jest w tabloidzie fajne. Nie ma, że chronimy tych, jeździmy po innych” – odpowiada na pytanie dotyczące publikacji w trakcie kampanii wyborczych. Z drugiej strony przyznaje jednak, że dla tego typu mediów fakty są bez znaczenia, a tabloid ma wytłumaczenie na każdą okoliczność. Najważniejsze, „żeby zamieszać w kotle emocji, pobudzić je i wykorzystać. Żeby ludzie byli zdolni do reakcji, żywili się tym, kupowali”.
Mieśnik opowiada także o rozpisywaniu tematów na kilka odcinków. Przypomina o publikacji dotyczącej wyjazdowej imprezy pracowników ZUS. „Nie było nadużycia, pojechali za kasę z funduszu socjalnego. Naradzaliśmy się, co z tym zrobić. Siedzieliśmy, siedzieliśmy, aż wymyśliliśmy. No tak, jadą za swoje. Ale przetarg organizuje ZUS. Czyli urzędnicy w godzinach pracy, zamiast zajmować się emerytami, organizują wycieczkę do Afryki. Jest uzasadnienie? Jest. Płytkie, ale wystarczyło na kilka odcinków”. Jak dodaje, takie cykle publikowane są po to, aby „zagospodarować złe emocje wokół czarnego charakteru. Nie znosiłem kontynuacji, ale nawet jak były coraz słabsze, to ludzie ich chcieli. Pisali mejle, pytali, czemu coś odpuszczamy” – wspomina rozmówca Gazety Wyborczej.
Jak wynika z rozmowy, „ustawki” i zdjęcia paparazzich nie są jedynym źródłem materiałów dla brukowców. Tematy podrzucają także politycy, którzy chcą „rozgrywać swoje tematy”, czasem przekazując informacje kompromitujące osoby z tej samej partii. „To czasem dobry sposób, żeby się kogoś pozbyć. Poseł PO leżał pijany na podłodze w hotelu sejmowym. Dostaliśmy foty, ale wcale nie z PiS. W tym samym hotelu pracownik ministerstwa tak się nawalił, że wcisnął alarm i przyjechała straż pożarna. Potwierdziliśmy to i puściliśmy materiał. Facet był z Platformy, informacja dotarła do nas też z Platformy” – zaznacza Mieśnik. Dodaje także, że w brukowcach na porządku dziennym jest kupowanie materiałów. (ks)