Maratończycy biegną, ale miasto stoi przed problemem. Utrudnienia komunikacyjne coraz częściej dają się we znaki warszawiakom. A kiedy zamiast dopingu uczestników częściej słuchać narzekania kierowców, pojawia się podejrzenie, że i ze sposobem komunikacji organizatorom jest nie po drodze.
Święto biegania czy święto nerwów?
Orlen Warsaw Marathon zakończył się w niedzielę. Dzień przed imprezą Gazeta Wyborcza informowała, że całe miasto stoi w korku. „Warszawiacy kochają biegaczy, ale w ten weekend coś w nich pękło. Po Orlen Marathonie i jego sobotnich przedbiegach, na władze miasta i organizatorów sypią się gromy. Bo takiego paraliżu komunikacyjnego stolica nie pamięta” – przeczytamy z kolei w portalu metro.gazeta.pl, już po zakończeniu konkursu. Organizacja tegorocznej edycji biegu była utrudniona ze względu na pożar i zamknięcie mostu Łazienkowskiego. Maratończycy Orlenu wystartowali więc z Wybrzeża Szczecińskiego koło Stadionu Narodowego. Na drugą stronę Wisły przebiegli mostem Świętokrzyskim. Dalej trasa prowadziła przez Powiśle i Mokotów na Usynów, przez Wilanów i Mokotów z powrotem na Powiśle i most Świętokrzyski. Metę wyznaczono na błoniach Stadionu Narodowego. Na takiej trasie mogą rysować się poważne problemy komunikacyjne. Portal metro.gazeta.pl cytuje wypowiedź jednego użytkowników: „Może pora podziękować Orlenowi za wspaniały maraton akcją » Na stacjach Orlenu korzystam wyłącznie z toalety?«”. Inny czytelnik zamieszcza komentarz pod adresem urzędu: „Jest tyle dzielnic Warszawy, gdzie można biegać, nie narażając centrum i Pragi na armageddon komunikacyjny”. Ten zapewnia nas, że stara się, by imprezy biegowe były jak najmniej uciążliwe dla mieszkańców. Przedstawicielka biura prasowego Magdalena Łań, mówi też, że miasto kładzie nacisk na informowanie warszawiaków o utrudnieniach, umieszczając informacje w komunikacji miejskiej, na nośnikach elektronicznych, czy tzw. „telewizorkach”, jakie znajdują się w pojazdach.
Przy okazji wydarzeń biegowych w mediach wciąż dominują wiadomości o zakorkowaniu miasta i narzekaniu mieszkańców. Magda Lewandowska, specjalista ds. promocji i PR w Fundacji „Maraton Warszawski”, zaznacza jednak, że podejście do tego typu imprez i tak zmieniło się na korzyść: „W pierwszych latach ludzie zupełnie nie rozumieli co się dzieje. Włożyliśmy kamień milowy, żeby zaczęli podchodzić do biegania, jako do święta, które się dzieje w mieście”. Grzegorz Kita przypomina o różnicy w postrzeganiu silnie osadzonego w tradycji Maratonu Warszawskiego (imprezy cyklicznie organizowanej od lat przez sportową fundację), a Orlen Marathonu. „Polega ona na tym, że Maraton Warszawski jest traktowany jako impreza biegowa sensu stricto i tylko będący sponsorowaną przez PZU. Natomiast Orlen Marathon jest bardziej produktem własnym czy nawet projektem własnym korporacji. To Orlen jako koncern zaprojektował sobie, że chce mieć taki instrument marketingowy” – mowi specjalista ze Sport Management Polska. To dlatego odbiór społeczny tego akurat maratonu jest inny i surowiej się go ocenia. Sama firma z biegania rezygnować jednak nie zamierza, bo jak tłumaczy „wiążą się z nim pasja, zdrowie i pozytywne emocje – czyli wartości bliskie Orlenowi”. Przedstawiciel biura prasowego PKN Orlen przyznaje też, że po ostatniej imprezie, koncern zbiera w większości pozytywne opinie. „Możemy nawet powiedzieć, że jest ich zdecydowanie więcej niż głosów niezadowolenia, które także analizujemy i wyciągamy z nich wnioski na przyszłość” – zapewnia.
Wielkie boom
Także dla PZU, jako firmy ubezpieczeniowej, aspekt „boomu” na bieganie jest oczywisty. Artur Dziekański z biura prasowego wylicza, że oferta produktowa PZU i plany biznesowe marki kierują w stronę zdrowia Polaków. „Stąd naturalna jest obecność PZU w obszarze aktywności fizycznej” – dodaje. Dwa maratony w Warszawie wyróżniają stolicę na tle innych, w których zazwyczaj organizuje się jeden większy. Do tego dochodzą jeszcze biegi lokalne. W wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej Bartosz Milarczyk z ratusza warszawskiego szacuje, że co roku wszystkich imprez jest około 130. Michał Mango, specjalista ds. marketingu sportowego i PR w Urban Communications, zwraca jednak uwagę, że duża część z nich dotyczy biegów lokalnych, które nie są organizowane na tak dużą skalę. Dodaje też, że potrzeba pewnej gradacji tych wydarzeń, bo nie będą mogły liczyć na sponsorów. Warto więc pójść w jakość, a nie w ilość. Tym bardziej, że jak zaznacza Magda Lewandowska, takie wydarzenia są dobrą okazją do promocji samego miasta. „Na taką imprezę przyjeżdżają tysiące ludzi i jest to trampolina promocyjna właściwie za darmo”. Jest jednak zdania, że warszawscy urzędnicy nie dostrzegają tego potencjału. „Być może ich negatywne nastawienie wynika z tego, że to do miasta spływają skargi i kołki mieszkańców są głównie ciosane na ich głowach” – przyznaje. Przedstawicielka Urzędu informuje nas, że miasto czasem podaje propozycje alternatywnych tras. Nie wszyscy organizatorzy chcą jednak z tych propozycji skorzystać.
Komunikować o komunikacji
Jak więc pozyskać mieszkańców, ale i przyjezdnych? Specjalista ze Sport Management Polska zwraca uwagę na duże znaczenie programów ochronnych. „Większość organizatorów maratonów za bardzo skupia się tylko na uczestnikach i kibicach zamiast dbać o całość społeczności lokalnej”. Mango podkreśla przy tym, że dla PKN Orlen ten problem jest podwójny. W końcu targetem koncernu są zarówno biegacze, jak i niezadowoleni kierowcy.
W opinii Grzegorza Kity warto postawić na dwojakie działania – z jednej strony redukcję niedogodności dla społeczności lokalnej, z drugiej – dostarczanie jej zwiększonych korzyści w postaci np. atrakcji dla widzów. „Tworzenie stref kibica, stref aktywnego wypoczynku, koncertów – ale w taki sposób aby umożliwić jak największej liczbie osób znalezienie alternatywy dla zablokowanych ulic i zmienionych planów dnia”. Ważne też, by dostęp do tych punktów był realny, nie hipotetyczny – zastrzega.
Magdalena Wosińska
fot.: Piotr Dymus