„Mimo gigantycznej fali krytyki w internecie, producent żywności nie spuszcza z tonu i od Piotra Ogińskiego domaga się sądowo 150 tys. złotych. Sam zainteresowany nie ukrywa, że jest całą sytuacją wprost przerażony i najchętniej poszedłby na ugodę” – donosi natemat.pl o głośnej już sprawie z Sokołowem w tle.
„Strzał w stopę – tak z PR-owego punktu widzenia można ocenić działania firmy Sokołów, która pozwała vlogera za recenzję swoich produktów na YouTube” – podkreśla na samym początku swojego artykułu Michał Mańkowski. I informuje, że Ogiński jest całą aferą „przerażony”. Problem w tym, że – jak mówi – nikt z przedstawicieli Sokołowa nie chce z nim rozmawiać. „Jak zobaczyłem pozew, to dosłownie zbielałem” – opowiada serwisowi autor programu „Kocham gotować”. Zaznacza, że 150 tys. zł, które widnieje w pozwie od Sokołowa, to dla niego „kwota abstrakcyjna”. I tłumaczy: „Jestem tylko pojedynczym człowiekiem, który musi to wszystko dźwignąć na swoich barkach. Nagrałem filmik, czyli zrobiłem to, co robię. A skończyło się pozwem na 150 tys. złotych i aferą na cały internet. Wszyscy o tym mówią i piszą, wokół całej sprawy jest sporo szumu, ale w całej sytuacji, to ja jestem na najgorszym miejscu i czuję się w tym po prostu zagubiony. Ostatecznie to ja dostałem pozew. Trochę jak taka szara myszka, która przypadkiem sporo namieszała”.
Bloger w rozmowie z dziennikarzem natemat.pl dodaje także, że informował producenta o swoim zamiarze publikacji filmiku w sieci jeszcze w marcu 2012 r. „Mieli 11 miesięcy na reakcję, ale nikt się przez ten czas do mnie w tej sprawie nie odezwał”. Narzeka, że zamiast ostrzeżenia, firma od razu wytoczyła ciężkie działo w postaci pozwu sądowego. „To pierwszy raz, gdy miałem do czynienia z taką sytuacją” – mówi. I zdradza, ze wolał „zostawić całą sprawę w spokoju”. „Filmy szybko usunąłem i myślałem, że będzie po wszystkim, że to koniec sprawy. Skoro nagrania, które się im nie podobały zniknęły, to wszystko w porządku i temat zakończony. Nie jestem prawnikiem tylko kucharzem…” – wyjaśnia na łamach portalu. Zaznacza, że najchętniej poszedłby na ugodę, ale czeka na ruch ze strony Sokołowa. Dodaje jednocześnie, że: „Oni sobie sami namieszali, można było to zrobić w inny sposób. Pod ich wpisami na Facebooku pojawia się tyle negatywnych komentarzy, ile nigdy chyba nie mieli. Filmy cały czas krążą w sieci, internauci wygrzebują je i celowo publikują. Można się tylko spodziewać, co się stanie po ewentualnym wyroku sądu”. (es)