Gdy od Dyrektora Stowarzyszenia Komunikacji Marketingowej SAR dowiedziałem się, że dla firm marketingowych poważnym problemem są stosowane na rynku 120-dniowe terminy płatności – zareagowałem zdziwieniem. Dlaczego? Dlatego, że takie terminy są zabronione, a materia terminów płatności uregulowana w polskim i europejskim prawie.
Genezą dla obecnej ustawy z 2013 roku o terminach zapłaty w transakcjach handlowych był obowiązek wdrożenia przez Polskę przepisów prawa unijnego (dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/7/UE z dnia 16 lutego 2011 r. w sprawie zwalczania opóźnień w płatnościach w transakcjach handlowych). Ponadto, kluczowe w tym temacie wydawało się zastąpienie nieskutecznej i nieefektywnej ustawy z 2003 roku. Generalnym uzasadnieniem dla aktualnie obowiązujących przepisów była też próba eliminacji opóźnień w płatnościach pomiędzy przedsiębiorcami w taki sposób, aby wesprzeć zjawisko konkurencyjności, ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji małych i średnich przedsiębiorstw. Ze zdumieniem należy podejść do sytuacji, w których zapisy tejże ustawy są lekceważone i interpretowane w sposób niezgodny z przyświecającym jej celem.
W obrocie profesjonalnym to właśnie mali i średni przedsiębiorcy występujący w konkretnym stosunku umownym jako wierzyciele, są najbardziej narażeni na ryzyko nadużycia pozycji rynkowej przez ich silnych kontrahentów, którzy posiadają znacznie większe możliwości finansowe. Mając to na względzie, obowiązująca ustawa przyjęła jako zasadę 30-dniowy termin zapłaty.
Ustawa umożliwia wierzycielowi naliczanie odsetek ustawowych, które wynoszą obecnie 8%, począwszy od 31 dnia terminu zapłaty. Uprawnienie to przysługuje wierzycielom nawet w sytuacji, w której strony umowy postanowiły, że termin płatności będzie przekraczać 30 dni. Wystarczy, że strona która żąda zapłaty spełni swoje świadczenie i doręczy dłużnikowi fakturę lub rachunek, potwierdzający dostawę towaru lub wykonanie usługi.
Dłuższe terminy zapłaty nie zostały zakazane przez ustawę w sposób bezwzględny – są dopuszczalne wyłącznie w specjalnych sytuacjach. Dłużnik może skorzystać z terminu zapłaty nieprzekraczającego 60 dni, bez możliwości żądania odsetek przez wierzyciela, jeżeli zostaną spełnione następujące dwie przesłanki: obie strony wyraziły na to zgodę i taki termin jest uzasadniony w sposób obiektywny właściwością lub szczególnymi elementami umowy. Tymi obiektywnymi przyczynami mogą być choćby sytuacje związane z kosztami po stronie wykonawcy, które są przez niego ponoszone w późniejszym czasie.
Z kolei termin zapłaty przekraczający 60 dni jest dozwolony jedynie wtedy, gdy strony ustalą tak w umowie, jednak z jednoczesnym uwzględnieniem warunku, że takie postanowienie nie będzie sprzeczne ze społeczno-gospodarczym celem umowy i zasadami współżycia społecznego i będzie obiektywnie uzasadnione, biorąc pod uwagę właściwość towaru lub usługi.
O ile regulacje te stanowią poważną ingerencję w zasadę swobody umów, ingerencja taka wydaje się uzasadniona próbą uniemożliwienia swoistego “kredytowania” podmiotów o lepszej i silniejszej pozycji, przy jednoczesnym uszczerbku dla płynności finansowej podmiotów o znacznie mniejszych możliwościach. W sposób stanowczy należy sprzeciwić się terminom zapłaty, które potrafią sięgać nawet 180 dni. Zatory finansowe w przepływie środków za wykonane umowy, mogą powodować realne ryzyko niewypłacalności i być głównym powodem bankructwa.
Zresztą o tych regulacjach powinni pamiętać także Ci, którzy próbują wyznaczać dłuższe terminy. Po pierwsze takie postanowienia są z mocy prawa nieważne, po drugie dostawca będzie mógł na koniec współpracy wystawić notę na wszystkie zaległe odsetki powstałe przy płatnościach, których termin przekroczył wskazane 30 dni (a czasem 60).
Maciej Ślusarek – adwokat, LSW Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy