Strajk pracowników Polskich Linii Lotniczych LOT trwa już ponad tydzień. Jak informuje Rzeczpospolita, każdy kolejny dzień konfliktu między pracownikami a zarządem kosztuje firmę miliony złotych, a na szali jest też jej wizerunek.
Strajkujący domagają się przywrócenia do pracy Moniki Żelazik, przewodniczącej Związku Zawodowego Pracowników Pokładowych i Lotniczych, z którą przewoźnik zakończył współpracę w maju 2018 roku – jak uznała Państwowa Inspekcja Pracy – nielegalnie. Chcą też wycofania zwolnień dyscyplinarnych wręczonych ponad 60 pracownikom, powrotu do umów o pracę (obecnie PLL LOT zatrudnia na umowy B2B), a także dymisji prezesa Rafała Milczarskiego – wylicza źródło.
Szef LOT-u deklaruje w rozmowie z Danutą Walewską z Rzeczpospolitej, że nigdzie się nie wybiera, a sam strajk uznaje za nielegalny, ponieważ przewoźnik przed jego rozpoczęciem wystąpił do sądu o zabezpieczenie i je otrzymał (do 20 listopada 2018 roku). To właśnie na tej podstawie wręczał zwolnienia dyscyplinarne – mówi w wywiadzie z Walewską.
Newsweek podał, że Milczarski zwolnił pracowników za pośrednictwem wiadomości e-mail. Pisemne decyzje wręczył za to przedstawicielom związku zawodowego, ale podczas negocjacji.
Według szacunków Rzeczpospolitej PLL LOT od początku strajku mógł stracić blisko dziesięć milionów złotych – analizuje Danuta Walewska. Dziennikarka zwraca uwagę, że konflikt narasta w momencie pogarszającej się sytuacji w europejskim transporcie lotniczym – od początku roku paliwo lotnicze zdrożało o ponad jedną czwartą. LOT jest też zmuszony naprawiać psujące się silniki dreamlinerów i wynajmować samoloty w miejsce wyłączonych z pracy maszyn.
W ostatnich latach sytuacja finansowa przewoźnika nie była taka zła. Walewska podaje, że linia oferuje coraz więcej połączeń, otworzyła bazę w Budapeszcie i przejęła estońskie linie Nordica. Jednak mimo że od 2015 roku LOT jest na plusie, „nie jest w stanie” spełnić żądań związkowców, którzy domagają się powrotu do umów o pracę – czytamy w źródle.
Tak czy inaczej, każdy odwołany lot to dla przewoźnika kolejne straty – Rzeczpospolita napisała, że jak dotąd odwołano ich 35. Konrad Majszyk z biura prasowego LOT-u informował później (24 października 2018 roku) na Twitterze, że w ciągu siedmiu dni strajku liczba odwołanych rejsów wyniosła 50.
Źródło: twitter.com/konradmajszyk
Tomasz Śniedziewski z portalu ryneklotniczy.pl ocenia jednak, że „mimo zapowiedzi, protestującym nie udało się sparaliżować przewoźnika” – zdecydowana większość lotów (ponad 90 proc.) się odbyła. Ucierpiała za to punktualność firmy.
Izabela Kacprzak z Rzeczpospolitej podkreśla, że jeszcze we wrześniu 2018 roku w konflikt między zarządem a pracownikami LOT-u zaangażował się Andrzej Malinowski, prezydent organizacji Pracodawcy RP, wiceprzewodniczący Rady Dialogu Społecznego, który prowadził dialog między spornymi stronami na forum tego organu. Agnieszka Durlik, dyrektor Centrum Mediacji, komentuje w rozmowie z Kacprzak, że „każdej ze stron powinno zależeć na dojściu do porozumienia, bo strajk w LOT wiąże się nie tylko ze stratami finansowymi (…), ale także wizerunkowymi dla LOT i niematerialnymi dla pracowników i ich rodzin oraz z poszkodowaniem pasażerów, a więc tych, których konflikt nie powinien w ogóle dotyczyć”. (mp).