Szefowie agencji PR przyznają, że stażyści są obecnie bardziej roszczeniowi, ale do agencji wciąż zgłaszają się wartościowe osoby. Co natomiast o stażach sądzi druga strona? Jak ci, którzy odbywali praktyki niedawno, wspominają je i oceniają?
Wśród zalet, jakie wymieniają rozmówcy PRoto pojawia się przede wszystkim możliwość sprawdzenia, czy na pewno chce się pracować w tym zawodzie. Jak podkreśla Żaneta Hiszpańska, Senior Account Executive w warszawskiej agencji Synertime, jeśli ktoś nie wie, co chce robić i myśli, że PR może być dla niego – praktyki na pewno to zweryfikują.
Wiele zalet, ale…
„Byłam stażystką w dwóch agencjach PR-owych i bardzo cieszyłam się, gdy miałam ten etap już za sobą” – przyznaje anonimowa rozmówczyni PRoto.pl. Jak kontynuuje, jej staż nie polegał na tzw. „parzeniu kawy”, za to wiązał się z wykonywaniem najtrudniejszych i jednocześnie najbardziej odpowiedzialnych obowiązków (np. follow upu, od którego jakości wykonania zależało, ile informacji dotyczących danego klienta/produktu ukaże się w mediach, czy eventów, w przypadku których była często w pełni odpowiedzialna za ich stronę techniczną) za stosunkowo bardzo małe pieniądze.
Podobne doświadczenia ma Beata Chęcka, która jako stażystka w trzech – różnego „kalibru” – agencjach spędziła niemal rok. Jak ocenia, najbardziej pouczający był ten ostatni staż: „firma mała, która stażystów stawiała na najniższym szczeblu płac, natomiast dawała zakres obowiązków jak pełnoetatowemu pracownikowi” – mówi. „Tu wiele nauczyłam się o relacjach na płaszczyźnie pracownik – pracodawca i szybko zwinęłam się intuicyjnie z miejsca, które i tak nie przetrwało realiów warszawskiego rynku” – dodaje. Inne doświadczenia ma natomiast Żaneta Hiszpańska, która uważa, że „od kogoś, kto nigdy nie miał styczności z PR-em, nie będzie wymagane, aby wiedział, co to AVE, KPI, follow up, pich letter itp. To jest wiedza, którą agencja przekazuje stażyście, tzw. know-how”. Jak podkreśla, od stażysty oczekuje zaangażowania i chęci do pracy – sama jest przykładem, że to owocuje.
W rozmowie z PRoto Hiszpańska opowiada, jak staż w agencji PR wygląda z perspektywy osoby, która zaczynała karierę w branży właśnie od stażu, a obecnie piastuje stanowisko lidera zespołu. „Kiedyś ode mnie wymagano, dzisiaj to ja wymagam od swoich praktykantów, jednocześnie chcąc dawać im poczucie, że są ważni dla mojego zespołu, bo tak rzeczywiście jest! Będąc stażystką tego oczekiwałam – poczucia, że robię coś ważnego, nawet jeśli to małe działanie” – podkreśla.
I zwraca uwagę, że zadania stażystów naprawdę są ważne. „Żadnej agencji nie stać na to, by stażysta parzył kawę – takie postrzeganie praktykanta już dawno poszło w odstawkę” – uważa. Również wspomniana już anonimowa rozmówczymi zauważa, że kluczową sprawą podczas stażu był stosunek managerów i pracowników do osoby odbywającej praktyki. Ma jednak inne doświadczenia. „Zazwyczaj byłam traktowana jako »tania siła robocza«, przydatna do spełniania najgorszych zadań“ – tłumaczy. Jak dodaje, nie miała wrażenia, że komuś zależy na jej rozwoju czy na przekazeniu niezbędnej wiedzy. „Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że wszelkie zapewnienia od prezesów agencji i osób przeprowadzających rozmowy rekrutacyjne na temat szerokich możliwości rozwoju, które (rzekomo) miało mi dać odbycie stażu w danej agencji były mrzonkami“ – podkreśla. Choć dodaje też, że zaletą stażu w agencji jest to, iż niejednokrotnie jest się „rzuconym na głęboką wodę“, a wtedy człowiek jest w stanie w krótkim czasie nauczyć się wielu rzeczy. „Poza tym każde stanowisko, które zostaje nam przydzielone w chwili rozpoczęcia praktyki zawodowej uczy nas pokory, szacunku do innych i współpracy z zespołem“ – zaznacza.
Zdaniem Żanety Hiszpańskiej zalet podjęcia stażu jest bardzo wiele. „Od nauczenia się profesjonalnej obsługi programów tekstowych, arkuszy kalkulacyjnych, przez poznanie specyfiki świata mediów, kontaktów z dziennikarzami, aż do zorientowania się, czym tak naprawdę PR jest” – wylicza. Podobnego zdania jest Beata Chęcka. „Staże naprawdę uczą dość sporo – wspominam przede wszystkim wartościowe rzeczy, bo o tych słabych jak np. pieniądze się nie mówi głośno, bo aż wstyd się przyznać” – stwierdza. Jak podkreśla, udało jej się w tym czasie poznać „blaski i cienie najniższego szczebla w ekosystemie”. „Pierwszy staż w kilkuosobowej firmie posiadającej bardzo dobrych klientów z luksusowej półki pokazał, czym naprawdę jest praca PR-owca. Pomógł schować dumę do kieszeni, nauczył pokory, jak również zaznajomił z ludźmi z branży na tyle, że narodziły się z tego współprace długofalowe, które trwają do dziś” – opowiada. Drugi staż odbyła z kolei w korporacji. Jak mówi, pomógł jej on zdobyć know–how, który i dziś stanowi podstawę jej działań. „Dzięki trzem miesiącom w korpo nauczyłam się więcej niż przez trzy lata studiów. Niemniej zrozumiałam też, że potrzebuję dynamiki pracy, która pozwala sterować światem nie tylko zza biurka przez osiem godzin dziennie” – wyjaśnia.
Realia stażu za granicą miała okazję poznać Wiola Starczewska, która w w 2011 roku wygrała konkurs „PRaktykuj za granicą” organizowany przez Instytut Monitorowania Mediów i wyjechała na staż do londyńskiej agencji public relations Fleishman Hillard.
„Nie chcę tutaj wypisywać tych wzniosłych tekstów, które znajdziecie na stronach internetowych wszystkich korporacji: że ten staż dał mi możliwość…, że rozwinęłam się…, że ogromne doświadczenie. Piszę jak było, nie ma co udawać, że jeśli jedziesz gdzieś na miesiąc, to głównie rozwijasz swoje kompetencje miękkie i uczysz nawiązywać kontakty. To liczy się bardziej niż zdobywanie jakiejś specyficznej wiedzy. Z drugiej strony: cóż jest bardziej przydatne w pracy PR niż zdolność do zjednywania sobie ludzi?” – pisze Starczewska na swoim blogu.
Zderzenie z rzeczywistością?
Justyna Dąbrowska, teraz asystentka ds. komunikacji w LoveBrands Relations, która wcześniej była tam też na stażu, również jest zdania, że studia nie dadzą tyle co praktyka – „tych umiejętności i wiedzy, jakie oferują u siebie agencje, w murach uczelni nie zdobędziemy”. Jak twierdzi, ogromną wartością, jaką daje staż, jest możliwość przyjrzenia się pracy w branży „od środka” i zweryfikowania, czy chce się w niej pracować. Dodaje też, że „jeśli ma się interesujące wyzwania i ciekawych klientów, których produkty znało się do tej pory z reklam – to dochodzi też spora satysfakcja“. Wśród zalet stażu także wymienia możliwość poznawania nowych ludzi, bo branżowe znajomości mogą w przyszłości okazać się przydatne. „Na etapie stażu, gdzie pieniądze nie mają aż tak dużego wpływu, walutą są właśnie takie relacje międzyludzkie“ – uważa. „Staże odbyte na studiach to również atut w oczach pracodawcy – to zawsze mocny punkt w CV. Zwłaszcza w naszej branży staż to wręcz konieczność – teoria często ma się nijak do praktyki, a przydatnej wiedzy nie zdobędziemy na zajęciach“ – kontynuuje.
Zgadza się z tym Żaneta Hiszpańska, która zauważa, że jeśli ktoś przychodzi na praktyki, mając za sobą przedmiot związany z PR-em na studiach, często przeżywa „zderzenie z rzeczywistością”. „Dzieje się tak bardzo często, kiedy osoba nie pracowała wcześniej w tej branży, a po zajęciach na studiach ma głowę wypełnioną wielkimi projektami, burzami mózgów, koncepcjami kreatywnymi…” – mówi. I dodaje, że to też się spotyka w pracy, ale w swoim czasie. „Tak naprawdę staż rozpoczyna się od małych zadań – stworzenia bazy mediów, zrobienia follow upu, pakowania wysyłek kreatywnych. To nie są wielkie rzeczy, ale jako składowe projektu są bardzo ważne” – wyjaśnia. Z kolei Justyna Dąbrowska dopowiada, że często stażystom zleca się zadania „bezproduktywne“, „nie wnoszące nic do zespołu“. „Rozumiem, że agencja chce sprawdzić, czy umiem zrobić bazę dziennikarzy, jednak gdy ma ona się na nic nie przydać, mam poczucie straconego czasu“ – tłumaczy. I podkreśla, że w jej opinii to marnowanie potencjału intelektualnego stażystów. Dzieje się tak szczególnie w dużych agencjach sieciowych. W tego rodzaju agencjach częstą praktyką jest także zatrudnianie „stażystów na zapas“ – zauważa Justyna Dąbrowska. A to po to, by po trzech miesiącach jednej osobie podziękować, a na jej miejsce zatrudnić kolejną. „To moim zdaniem nie fair zarówno wobec stażystów, jak etatowych pracowników firmy – po co tracić czas na kolejne procesy rekrutacyjne? Pozostaje to dla mnie zagadką“ – podkreśla.
Hiszpańska zwraca natomiast uwagę, że praca PR-owca nie jest pracą od g. 9 do 17. „Jeśli zespół pracuje nad projektem i jest moment intensywnych przygotowań, to trudno byłoby zostawić swoich kolegów i powiedzieć »sorry, jest 17:00, ja mam fajrant«. Jeśli ktoś przychodzi do pracy, żeby »odbębnić« 8h i pójść do domu – od razu może rezygnować z tej branży” – mówi. „Prawda jest taka, że PR-owcem nie zawsze jest się w określonych godzinach” – kontynuuje, dodając, że kryzysy wybuchają w najmniej odpowiednich momentach i ktoś musi przy nich pracować. Z kolei wspomniana już anonimowa rozmówczyni jest zdania, że każdy podczas stażu nauczy się tylu rzeczy, ilu będzie chciał. Podsumowuje jednak, że trzeba pamiętać, iż często może to zostać okupione stresem oraz nerwami.
Malgorzata Baran
Dziennikarka i redaktorka PRoto.pl. Zajmuje się tematyką lifestyle’ową, mediami społecznościowymi, językiem w branży PR, blogosferą i modą. Absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.