piątek, 20 grudnia, 2024
Strona głównaPublikacjeDNA marki: Duet BOHOBOCO - pożegnanie kobiety idealnej

DNA marki: Duet BOHOBOCO – pożegnanie kobiety idealnej

PRoto.pl: Proszę o dokończenie zdania: Osiągnęliśmy sukces, ponieważ…

Michał Gilbert Lach, projektant BOHOBOCO: Myślę, że najlepszą odpowiedzią będą pracowitość oraz upór w dążeniu do celu.

Kamil Owczarek, projektant BOHOBOCO: Pracujemy bez stwarzania dodatkowego napięcia. Stawiamy sobie cele i wyzwania, ale pozwalamy wszystkiemu mieć swój własny, naturalny rytm. Takie podejście sprawia, że z czasem wiele rzeczy przychodzi łatwiej i daje lepsze efekty. Nie spalamy się więc na tym, co może nas bardziej wyczerpać.

M.G.L: We wszystko, co robimy, wkładamy również serce. Jeśli praca, którą się wykonuje, jest jednocześnie pasją, to myślę, że prędzej czy później nadchodzi sukces.

PRoto.pl: Marka BOHOBOCO ma już 7 lat. Jak rozpoczęła się Panów przygoda z modą?

K.O.: Nasza wspólna praca rozpoczęła się od niewielkiej firmy, która oferowała usługi dookoła mody, takie jak poprawki strojów dla innych marek. Równolegle z prowadzeniem tamtego biznesu, tworzyliśmy własne projekty, które z czasem zaczęliśmy sprzedawać. Później zrezygnowaliśmy z pierwotnej działalności i wszystkie siły skupiliśmy na rozwoju BOHOBOCO.

PRoto.pl: Jeżeli mieliby Panowie stworzyć piramidę najtrudniejszych zadań związanych z prowadzeniem własnego biznesu, gdzie znalazłaby się promocja wizerunku?

K.O.: Dla nas tak samo ważny jest projekt, wykonanie, sprzedaż, jak i reklama. Te wszystkie rzeczy są ze sobą ściśle połączone i współzależne. Gdyby nie było produktu, to na nic zdałaby się promocja. Z drugiej strony, gdyby zabrakło promocji  – eventów, pokazów, publikacji, to produkt dotarłby do mniejszego grona ludzi. Nie tworzyłbym zatem piramidy, lecz zestawił wszystkie te elementy równolegle ze sobą.

M.G.L.: Agencjom PR-owym, które z nami pracują, jest dosyć trudno. Zazwyczaj wiemy od początku do końca, jaki efekt chcemy uzyskać. Zawsze stawiamy sobie i innym duże wyzwania, które trzeba, współpracując z nami, umiejętnie realizować.

PRoto.pl: Czy polska branża modowa ma się dobrze? Jak oceniają Panowie wizerunek polskich marek modowych?

M.G.L.: Myślę, że polski rynek mody mocno się rozwija. Również w oczach klientów polska moda zaczyna coraz więcej znaczyć. Rozpoczynając pracę parę lat temu, zauważyliśmy, że wiele osób porównywało marki polskie do światowych jednoznacznie: polskie znaczy gorsze. Teraz sytuacja powoli się poprawia, chociaż nadal jest nad czym pracować. Wraz z naszym wejściem na rynek, otworzyła się furtka dla nowych marek modowych, których strategia kładzie mocniejszy nacisk na rozwój biznesu, a nie tylko obecność projektów na czerwonym dywanie. Kilka z nich otworzyło sieć butików i teraz świetnie sobie radzi. Myślę zatem, że ten rynek będzie się dalej rozwijał i dawał coraz większe możliwości.

K.O.: Czasami czytamy analizy na temat możliwości polskiego rynku mody i widać w nich ciekawą tendencję do podziału na dwie, zupełnie skrajne oceny. Połowa artykułów mówi o tym, że nasz kraj jeszcze nie dorósł do tego, aby rozwijał się w nim rynek dóbr luksusowych. Druga część natomiast przedstawia Polskę, jako wyjątek na mapie świata, czy też Europy, jeżeli chodzi o jego chłonność. To pokazuje, że trzeba bacznie obserwować rodzimy rynek mody, ponieważ wciąż nie jest pewne, co tak naprawdę wydarzy się w nadchodzących latach. Uważam, że często takie wnioski sprowadzają się do prostej oceny kondycji poszczególnych marek.

M.G.L.: Markom polskim trudniej jest tworzyć modę, niż markom zagranicznym. Zarówno możliwości sprzedaży, jak i potencjał, który drzemie w dobrach luksusowych, są u nas nadal o wiele niższe niż np. w Londynie. Prowadziłem kiedyś badania, które wykazały, że jeden butik w Londynie sprzedaje o wiele więcej rzeczy niż sieć w całej Polsce. Moda światowa przyzwyczajona jest do obrotów dużą ilością towaru. Dla polskich twórców kolekcji torebek czy tkanin, te ilości nie są jeszcze zadowalające. Przykładem niech będą rozmowy z naszymi partnerami, które są momentami trudne, szczególnie kiedy wiemy, że nie jesteśmy w stanie spełnić w 100 proc. ich minimalnych wymagań w liczbie zamówień. Mamy to szczęście, że udaje nam się mimo wszystko, zdobyć współpracowników, którzy dostarczą nam wymarzony produkt. Z naszego punktu widzenia jest to jednak trudność, którą trzeba pokonać, aby móc się rozwijać i jednocześnie robić to na wysokim poziomie.

PRoto.pl: Nie wszyscy twórcy marek przywiązują wagę do tego jak sami wyglądają. Czy powinni, a może wolno im to rozgraniczać?

M.G.L.: Wystarczy spojrzeć na dyrektorów kreatywno-artystycznych wielkich domów mody, czyli znanych, światowych projektantów. Oni rzadko przywiązują wagę do swojego wyglądu. Bardziej skupiają się na tym, żeby pokazać efekty swojej pracy. Inni z kolei twierdzą, że projektanci powinni niczym celebryci „zabłysnąć stylizacją”. My wolimy tę pierwszą teorię. Dla nas przede wszystkim liczy się komfort i dobre samopoczucie. O wiele większy nacisk niż na własny wygląd, kładziemy na wizerunek naszej marki: kampanie, pokazy, social media, informacje prasowe czy wywiady.

K.O.: Kiedyś z naszą PR&Event Manager żartowaliśmy, że projektanci nie muszą być modni, ponieważ to oni tworzą modę, co więcej – to oni są modą. Spędzając kilkanaście godzin w pracowni i rozmawiając o projektach, tkaninach, trendach, czy myśląc z wyprzedzeniem o sezonach, ciężko jest samemu afiszować się z najnowszymi trendami. Praca projektanta i całej pracowni jest bardzo ciężka, dlatego strój roboczy wydaje się bardziej odpowiedni.

M.G.L.: Chcąc dobrze się ubierać, bawić modą, jeździć na zakupy, potrzeba czasu. Wolimy skupić się na budowaniu marki, a to pochłania nas całkowicie. Może kiedyś nadejdzie chwila, kiedy nasza marka stanie się tak potężna, że będziemy mogli więcej czasu poświęcić sobie. Na razie tym, czemu oddajemy się w pełni, jest BOHOBOCO.

PRoto.pl: Dla kogo są tworzone projekty BOHOBOCO?

K.O.: Kiedy projektujemy, nie zastanawiamy się na tym. Dawniej mieliśmy obraz idealnej kobiety BOHOBOCO, która jest dynamiczna, przebojowa, żyje w dużym mieście, robi karierę, docenia jakość i design, a przy tym wszystkim potrafi być kobieca. Okazuje się jednak, że po modę oraz po nasze projekty sięgają różne kobiety. Zamykanie marki, poprzez adresowanie jej do konkretnej osoby, jest po prostu błędem. Nasze butiki są otwarte dla wszystkich, którzy czują potrzebę posiadania pięknej sukienki, butów, torebki, perfum lub innych projektów BOHOBOCO. Cieszy nas to, że tak wiele różnych typów kobiet nas odwiedza i każda z nich znajduje coś dla siebie. Dopasowując do siebie nasze projekty, tworząc ich zestawienia często tworzą stylizacje, o których my nawet byśmy nie pomyśleliśmy.

M.G.L.: Zawsze się śmiejemy, że markę najczęściej adresuje się do określonego typu kobiety. A wiemy, że ciężko jest się tak ograniczać, bo finalnie to klient decyduje o tym, jaki projekt do niego przemawia. Są jednak w naszej pracy takie momenty jak pokazy mody czy kampanie, w których to my w 100 proc. określamy, dla kogo tworzymy. W przypadku pracy nad projektami na pokaz nowej kolekcji, zawsze staramy się stworzyć wyimaginowaną postać – wyobrażenie kobiety BOHOBOCO. Określamy jaki ma charakter, potrzeby, co lubi i przygotowujemy jej wirtualną szafę. Co sezon zastanawiamy się, co konkretnego do niej dorzucić, i w którą stronę nasza wyimaginowana postać chciałaby pójść.

PRoto.pl: Współpraca BOHOBOCO z Heleną Norowicz odbiła się szerokim echem. Czy efekty kampanii przerosły Panów oczekiwania?

K.O.: Pani Helena i my to w zasadzie szczęśliwy zbieg okoliczności, a może tak naprawdę przeznaczenie… Jej postać pojawiła się przez przypadek jako inspiracja. Rozważaliśmy jej kandydaturę jako modelki do naszej kampanii. Było to dla nas intrygujące i zastanawialiśmy się, jakie przyniesie efekty. Dla pewności zaprosiliśmy Panią Helenę na zdjęcia próbne i już wtedy wiedzieliśmy, że…

M.G.I: …drzemie w niej ogromny potencjał oraz charyzma. Wiedzieliśmy też oczywiście, że ryzykujemy. Lubimy to robić, jest to ważne przy prowadzeniu firmy. Sam pomysł, żeby zaangażować osobę dojrzałą do kampanii, narodził się podczas spotkania z naszymi sprzedawcami z butików. To oni powiedzieli nam, że przychodzi do nich wiele kobiet w dojrzałym wieku i mówi: „Piękne te ubrania, chciałabym je mieć, ale ta moda jest adresowana tylko do młodych osób”. Współpraca z Panią Heleną miała pokazać, że moda nie jest tworzona tylko dla młodych ludzi i potwierdzić, że tak naprawdę, to my sami stwarzamy sobie blokady. W modzie każdy może stwierdzić, co jest dla niego odpowiednie, a co nie. I właśnie to przesłanie kierowało nami, kiedy zatrudnialiśmy Panią Helenę. Kampanie z jej udziałem odbiły się szerokim echem i teraz możemy już potwierdzić, że to była bardzo dobra decyzja.

K.O.: Porównując naszą kampanię z innymi, także tymi światowych korporacji w Polsce, miło było zobaczyć, że zajmowała w rankingach pierwsze miejsce, bądź plasowała się w czołowej trójce najlepszych kampanii roku. Cieszymy się, że czasami znaczenie w wypromowaniu marki mają pomysł, zaangażowanie i ryzyko, a nie tylko nakład, budżet czy koncern, który stoi za całym wydarzeniem. Specjaliści, którzy oceniają zasięgi, czy też odbiór kampanii, nasze działanie dostrzegli i ocenili bardzo pozytywnie. Nie ukrywamy, że to był dla nas szok.

M.G.I.: Było nam także bardzo miło, kiedy pod koniec zeszłego roku dotarliśmy do rankingów portali marketingowych oraz reklamowych, gdzie byliśmy wymieniani na równi z kampaniami Coca-Coli czy Ikei. Tamte koncerny wydają miliony, jeśli nie miliardy na to, żeby stworzyć całą kampanię. Nam pomimo tego, że jesteśmy młodą marką, udało się zrealizować kampanię, która była na ustach wielu osób.

PRoto.pl: Dużą popularnością cieszy się współpraca znanych projektantów z dyskontami. Panowie zdecydowali się na duet z Biedronką. Jakie są plusy i minusy takiego przedsięwzięcia?

K.O.: Minusów nie było, dlatego, że projektowaliśmy produkt, który nie jest związany z marką BOHOBOCO. Nie stworzyliśmy konkurencji dla naszych sukienek, nie było tam T-shirtów w dyskontowych cenach. Pościel miała być pomysłem na atrakcyjny świąteczny prezent, dobrej jakości i z ciekawym designem. Sami czuwaliśmy też nad doborem tkanin, wykończeniem, opakowaniem.

K.O.: Robiliśmy wszystkie projekty. Akceptowaliśmy nawet gramaturę papieru do opakowania. Wartość produktu była wysoka, z powodu jego jakości, nad którą się tak upieraliśmy. To miłe, że klienci docenili nasze starania i chcieli mieć pościel z Biedronki, którą projektował duet BOHOBOCO. Instagram zalała potem fala zdjęć z produktem, które są tego potwierdzeniem.

M.G.I.: Propozycja, którą otrzymaliśmy od Biedronki, była dla nas znacząca. Oczywiście ucieszyliśmy się, że tak popularna sieć chce z nami współpracować. Był to dla nas przede wszystkim kolejny sygnał, że nasza praca zaczęła coś znaczyć. Taka sieć nie chce zaczynać współpracy z kimś, w kim nie widzi żadnego potencjału sprzedażowego. Dzięki temu zdaliśmy sobie sprawę z siły marki BOHOBOCO.

K.O.: Sama sprzedaż też nam to udowodniła. Pościel w Biedronce, zarówno w dużych miastach, jak i mniejszych miejscowościach, po prostu się wyprzedała.

M.G.I.: Dostaliśmy informacje, że akcja miała duży rozgłos, a produkt cieszył się ogromną popularnością. Gdy dowiedzieliśmy się o kolejkach, w których ludzie stali na długo przed otwarciem sklepów, zdaliśmy sobie sprawę z sukcesu. Zaczęliśmy ten pomysł analizować i myśleć o rzeczach, których się nieco baliśmy. Jednak nawet gdy pojawiła się jakaś obawa wiedzieliśmy, że nie będzie miała uzasadnienia, jeśli damy ludziom produkt, którego nie będziemy się wstydzić i pod którym będziemy mogli się podpisać obiema rękami. Zadbaliśmy również o wiele innych wytycznych naszej współpracy, by zminimalizować ryzyko pogorszenia naszego wizerunku.

PRoto.pl: Pokaz oznacza dużo przygotowań, a potem nadchodzi czas głośnego komentowania. Czy dzień pokazu to święto dla marki?

K.O.: Tak, to dla marki swego rodzaju Boże Narodzenie. Najpierw jest cała ta przedświąteczna gorączka, dużo się biega, sprząta, kupuje, ustawia itd., później są święta i nastaje czas po nich.

M.G.I.: W przypadku świąt siada się do stołu, je kolację, po czym nadchodzi koniec długich przygotowań. U nas jest to kilkumiesięczna praca zamknięta w pigułce 10- czy 15-minutowego pokazu. Praca jest bardzo intensywna, trzeba być naprawdę silnym, żeby wytrwać do pokazu. Później jest oczekiwanie na wszystkie oceny i komentarze, co nie ukrywam jest odrobinę stresujące. Jednak pokazy są uzależniające, kiedy już raz się spróbuje chce się ich robić więcej i więcej.

 

Rozmawiała Anna Kozińska

Anna Kozińska, dziennikarka PRoto.pl. Pisze o kobietach w branży PR, kampaniach społecznych, edukacji czy biznesowych aspektach PR-u. Magister polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim


DNA marki…

…to nowa rubryka w portalu PRoto.pl autorstwa Anny Kozińskiej. Wchodzimy w świat biznesu i sprawdzamy, jak powstaje sukces, również ten wizerunkowy. Co miesiąc właściciele firm, twórcy zarówno znanych, jak i niszowych marek, opowiedzą o swoich sposobach na skuteczną komunikację marki, pomysłach na promocję i codziennej pracy.

 

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj