Na łamach Washington Post można przeczytać o nietypowym sposobie „ocieplania” wizerunku prezydentów USA. Autor tekstu zadał pytanie, czy istnieje związek pomiędzy wizerunkiem polityka a posiadaniem przez niego zwierzęcia.
Jak dowiadujemy się z artykułu, nagłówki gazet z 1928 roku głosiły: Czy Hoover jest człowiekiem? – nie cieszył się on zbytnim zaufaniem społeczeństwa. By ocieplić wizerunek prezydenta wykorzystano jego psa. Zdjęcia Hoovera z owczarkiem niemieckim sprawiły, że wizerunek prezydenta zaczął się poprawiać. Jak czytamy w artykule „psy zawsze robiły świetny PR prezydentom”.
Najbardziej kochanym psem w białym domu był szkocki terier Roosevelta, którego ponoć właściciel brał ze sobą wszędzie. Pupil towarzyszył więc nawet spotkaniom Roosevelta z Churchillem. Roosevelt miał bardzo pozytywny wizerunek i był lubianym prezydentem:)
Psy to właściwie jedyny słuszny wybór zwierzęcia dla prezydenta – zauważono w artykule. U startu kariery prezydenckiej pewne poruszenie wzbudzał fakt, że Clinton ma TYLKO kota. Dziennikarze w artykułach z tamtego okresu pytali: „Czy można ufać facetowi, który ma kota?”. Wedle zdań specjalistów, to psy są solidnym i godnym zaufania kompanem. Pewnie dlatego w 1997 roku Clinton kupił czekoladowego labradora – Buddy’ego. Prezydent, który dźwiga na ramieniu los całego kraju, wydaje się ludziom bliższy, gdy od czasu do czasu można go zobaczyć rzucającego piłkę swojemu psu. (ml)