Tak jak każda branża, również public relations doczekało się czarnej listy działań, których należy unikać. Jak podaje PR Daily, szczególnie nie warto korzystać z usług tych, którzy hołdują zasadzie „Klient – nasz pan” i chcą zgadzać się ze zleceniodawcą w każdym względzie.
Jeśli szukamy dobrej agencji PR, musimy zwrócić uwagę na to, jak firma odnosi się do klienta. Za żadną cenę nie powinniśmy wchodzić w interesy z tymi, którzy zawsze zgadzają się z naszą opinią. „Najbardziej wykolejeni PR-owcy to ci, co odmawiają głosu swojemu rozumowi” – czytamy na stronie PR Daily. Branża PR częściej niż każda inna musi sobie radzić na co dzień z wychodzeniem naprzeciw oczekiwaniom klienta, jednak nie może zapominać, że owe oczekiwania równie często są nierealistyczne i nie do spełnienia. Klient agencji, która nigdy nie podda w wątpliwość jego pomysłów, może być pewien, że budżet działań PR znacznie uszczupli jego portfel.
Nie opłaca się również ulegać obietnicom typu „Załatwimy ci publikację w New York Timsie”. Jakkolwiek prawdopodobnie by to brzmiało, takie obietnice są wciąż przesadzone. „Nie możemy jeść lodów po każdym posiłku” – tłumaczy autor artykułu. Kolejnym typem agencji, od której należy trzymać się z daleka, jest „banda głupców” opowiadających bzdury przeintelektualizowanym językiem po to, by podnieść swoje ego i onieśmielić klienta. „Jeśli kiedykowiek usłyszysz ze strony agencji słowa, których nigdy nie użyłbyś w nieformalnej rozmowie – powiedz jej: »dziękuję«. Należy uważać także na to co wysyłają PR-owcy. Mimo licznych elektronicznych słowników, wciąż zdarzają się agencje PR popełniające błędy w informacjach prasowych i materiałach promocyjnych. „Good news—I told that reporter to go #^&* himself.” – to ostatnia charakterystyka firmy PR-owej, z którą nie należy wiązać nadziei. W skrócie PR-owcy muszą mieć nerwy ze stali i pod żadnym pozorem nie powinni obrażać dziennikarzy. (es)