„Mam nadzieję, że moi koledzy po fachu, którzy zdecydują się instynktownie na atak przeciwko B-M – zazwyczaj w wyniku odruchu samoobrony, przyjrzą się sobie dłużej w lustrze i rozważą, czy kiedykolwiek nie brali udziału w podobnych staraniach, zanim podczepią się bezmyślnie do furgonu oskarżeń” – napisał Aaron Perlut w magazynie Forbes.
Właściciel St. Louis-based Elasticity twierdzi, że całe zamieszanie wokół Burson-Marsteller spowodowane „czarną kampanią” na rzecz Facebooka, pokazuje jedynie, jak „niewiarygodnie dużo hipokryzji jest w środowisku PR”. Jego zdaniem, rzeczywistość jest inna – „jeśli pracowałeś w branży public affairs lub firmie PR-owej, to bardziej niż pewne jest, że miałeś do czynienia z podobnymi praktykami”. Autor tekstu pt. „W obronie Burson-Marsteller, tak jakby” podkreśla, że to, co zrobił Burson, nie jest niczym nadzwyczajnym. Podaje przy tym przykłady swoich doświadczeń z wcześniejszych firm, dla których pracował, które tylko te słowa potwierdzają. Tych, którzy wyrażają swoje zniesmaczenie i nawołują Bursona do zrezygnowania ze współpracy z Facebookiem, Perlut uważa za niepoważnych. „Proszę, oszczędźcie mi swojego »słusznego« wzburzenia. Większość funkcjonujących dziś agencji rzuciłaby pod autobus każdego swojego dotychczasowego klienta tylko po to, by pracować dla Facebooka. Nie słyszeliście o Facebooku, tak?” – pyta ironicznie.
Kłopotliwe w całym tym zamieszaniu jest także w opinii Perluta to, iż to dwaj byli reporterzy – John Mercutio i Jim Goldman, teraz jako członkowie zespołu Bersona, mieli zachęcać dziennikarzy do publikacji negatywnych tekstów na temat Google. Nade wszystko jednak autor podkreśla dwie sprawy – „Po pierwsze – takie rzeczy się zdarzają, i to często. Przyzwyczajcie się. Po drugie, w żadnym względzie nie staram się bronić poczynań Bursona i Facebooka. Po prostu: ponieważ prowadzę małą agencję, mam większą swobodę wyboru”. (es)
Forbes, In Defence of Burson-Marsteller, Sort of, Aaron Perlut, 19.05.2011