Byliśmy inwigilowani przez amerykańskie służby – poinformowała redakcja Der Spiegel. Niemiecki magazyn, m.in. poprzez serię artykułów opartych o materiały z WikiLeaks, miał stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa USA.
Jak czytamy na stronie spiegel.de, w 2011 roku Amerykanie poinformowali niemiecki Urząd Kanclerski o urzędniku, który utrzymywał bliskie kontakty z dziennikarzami Spiegla i był ich informatorem. Hans Josef Vorbeck, bo o nim mowa, był zastępcą naczelnika wydziału, który w Urzędzie zajmował się koordynowaniem działań wywiadowczych. I to właśnie jego przełożony, Günter Heiss, został powiadomiony przez Amerykanów. Według Spiegla na ironię zakrawa fakt, że Vorbeck w swoim departamencie był odpowiedzialny za… kontakty z mediami, i wielokrotnie brał udział w spotkaniach i dyskusjach z dziennikarzami.
„Dla Heissa musiało być jasne, że amerykańskie służby inwigilowały niemiecki rząd oraz prasę, która pisała o nim” – czytamy. Jednak przez kilka lat ta informacja nie przedostała się do opinii publicznej. Teraz ujawniono ją dzięki materiałom z WikiLeaks, a wydawca tygodnika zgłosił sprawę w niemieckiej Prokuraturze Federalnej.
Spiegel tłumaczy, że od dawna był solą w oku amerykańskiej administracji. Dziennikarze tego magazynu odkryli wiele skandali, dotyczących porwań i torturowania osób podejrzanych o terroryzm. Dokładnie opisywali także proces członków „Komórki z Sauerlandu”, sądzonych w Niemczech oraz wątpliwości dotyczące stawianych im zarzutów. W 2010 roku, wraz z WikiLeaks, The Guardian i Washington Post, magazyn zaczął publikować artykuły dotyczące działań amerykańskiej armii w Afganistanie. (ks)