Facebook brał udział w rosyjskiej kampanii informacyjnej, publikując reklamy zawierające treści, które dzieliły opinię publiczną, informuje forbes.pl za PAP. Akcja kosztująca 100 tys. dolarów obejmowała emisję trzech tysięcy postów w okresie dwóch lat, z datą graniczną kończącą działania w maju 2017 roku.
Jak czytamy dalej, operacja została wykryta w wyniku wewnętrznego śledztwa przeprowadzonego przez Facebooka, które miało na celu wskazanie możliwych przypadków niewłaściwego wykorzystania platformy w czasie kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. W ubiegłym tygodniu o sprawie informowało BBC.
Reklamy zamieszczane na platformie społecznościowej nawigowały internautów między postami dodawanymi przez 470 kont, które kolportowały fałszywe informacje, w różny sposób łamiąc warunki użytkowania serwisu – czytamy na stronie Forbesa.
Publikowane materiały poruszały takie tematy jak: imigracja, zagadnienia rasowe czy problematyka równościowa – pisze BBC. Nie dotyczyły one konkretnych osób ze świata polityki, jednak, jak czytamy w oficjalnym komunikacie wystosowanym przez firmę Marka Zuckerberga, „Zarówno reklamy, jak i treści powiązane z tymi kontami skupiały się na pogłębianiu podziałów społecznych i politycznych w całym spektrum światopoglądowym”. Kontrowersyjne materiały zostały prawdopodobnie stworzone przez Internet Research Agency – grupę z Petersburga, która publikuje prokremlowskie treści w mediach społecznościowych. Nie są to jednak potwierdzone przypuszczenia.
Społecznościowy gigant zapewnił, że współpracuje już z organami śledczymi USA, a dowody związane ze sprawą trafiają do prokuratora Roberta Muellera. Nadzoruje on śledztwo w sprawie potencjalnego wpływu rosyjskich operacji informacyjnych na wyniki zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA – czytamy na portalu Forbes. Podejrzane konta zostały już zamknięte przez serwis – poinformował Alex Stamos, szef bezpieczeństwa Facebooka.
Śledztwo Facebooka
Pisaliśmy już o fałszywych informacjach udostępnianych na Facebooku w trakcie kampanii prezydenckiej w USA. Jak przypomina BBC, firma i jej twórca byli już krytykowani „z powodu zaniechania poważnego potraktowania sprawy możliwych nadużyć w przededniu wyborów”, jednak oskarżenia o zakłócanie przebiegu procesu demokratycznego Zuckerberg określił wtedy jako „szaleństwo”.
Jak informuje forbes.pl, ostatecznie firma postanowiła sprawdzić aktywność użytkowników na platformie w tamtym czasie. Jak twierdzi Alex Stamos: „Poszukiwaliśmy reklam, które potencjalnie pochodzą z terytorium Rosji. Nawet tych, które jedynie bardzo delikatnie wskazywały na powiązania z wątpliwymi organizacjami”. Poszukiwania prowadzone były na szeroką skalę – analizowano reklamy zakupione przy pomocy amerykańskiego IP, ale z rosyjskim językiem przekazu. Sprawdzono nawet reklamy, co do których nie było podejrzenia naruszenia reguł korzystania z Facebooka. W wyniku śledztwa wykryto 2,2 tys. reklam, które potencjalnie mogły wywrzeć wpływ polityczny. Ich koszt oszacowano na łączną kwotę 50 tys. dolarów.
(bm)