Kolejna edycja badania „Twiplomacy” prowadzonego przez agencję Burson-Marsteller, analizującego aktywność głów państw i szefów rządów na Twitterze, pokazuje, że polska klasa polityczna przyzwyczaiła się już do tego serwisu. Nie wszyscy jednak posługują się nim z dużą sprawnością i niestety główne twarze obecnej władzy, choćby w porównaniu z rządem Donalda Tuska, wypadają nieco słabiej.
Na poczet trwającej kampanii prezydenckiej trzeba z pewnością zapisać zwiększona aktywność Bronisława Komorowskiego – i to na dwóch profilach. Oficjalnym „urzędowym” @PrezydentPL, a także nieaktywnym od czasu poprzedniej kampanii koncie @komorowski. Faktem jest, że otoczenie prezydenta stara się aktywnie wykorzystywać popularny serwis społecznościowy, ale można też odnieść wrażenie, że nie do końca czuje jego specyfikę. Głównym problemem dotyczącym obu kont jest praktyczny brak interakcji. Wyjątkiem był nietypowy wzrost aktywności w lutym, kiedy sztab Bronisława Komorowskiego wdał się w aktywną polemikę „na żywo” z przemówieniem Andrzeja Dudy. Gdyby takie interakcje prowadzone były częściej, konto polskiego prezydenta można byłoby bez obaw porównać do profili innych światowych liderów, przynajmniej w kwestii interakcji. Tymczasem mamy dwa konta prowadzone poprawnie od strony komunikacyjnej, ale będące raczej „rozgłośniami” Bronisława Komorowskiego. Szkoda, bo przykłady zagranicznych przywódców, takich jak np. premier Norwegii Erna Solberg (aż 73% jej tweetów to odpowiedzi na wpisy innych użytkowników) pokazują, że Twitter może faktycznie być narzędziem dialogu polityków ze społeczeństwem. Na plus obu prezydenckim kontom warto natomiast poczytać aktywne korzystanie ze zdjęć – rzeczywiście formuła „reportażowa” sprawdza się tu bardzo dobrze.
Również premier Ewa Kopacz zdaje się nie przywiązywać dużego znaczenia do „ćwierkania”. Choć akurat wśród szefów europejskich rządów Twitter cieszy się dużą popularnością, a Donald Tusk podczas kierowania Radą Ministrów aktywnie korzystał z dwóch profili (i czyni to nadal, prywatnie – może mniej regularnie niż kiedyś – pisząc na koncie @donaldtusk, a oficjalnie, „rękami” zespołu prasowego, na @eucopresident), to obecnie oficjalne konto KPRM @PremierRP, podobnie jak konto prezydenckie, służy jedynie do relacjonowania bieżących wydarzeń, zaś profil @EwaKopacz, choć obserwowany przez kilkanaście tysięcy followersów, pozostaje nieaktywny. W takim kontekście zapewne trochę mniej dziwi (choć jeśli wspomnieć niezwykle aktywnego tym obszarze Radosława Sikorskiego, może to być nieco szokujące) całkowita nieobecność na Twitterze Grzegorza Schetyny (ale konta MSZ i poszczególnych polskich placówek dyplomatycznych nadal zasługują na ogromną pochwałę), jednak już bardzo niska aktywność rzecznik KPRM, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest rozczarowująca. We współczesnym błyskawicznym świecie, kiedy nie tylko dla zwykłego konsumenta informacji Twitter staje się jednym z jej podstawowych źródeł, jawi się to jako ogromna stracona szansa na aktywny udział w debacie publicznej. Szczególnie w kontekście Pawła Grasia, o którym w swoim czasie żartowano nawet, że łatwiej zadać rzecznikowi pytanie przez Twittera niż telefonicznie. Polscy dziennikarze muszą więc – przynajmniej na razie – zapomnieć o możliwości szybkiego społecznościowego kontaktu z władzami i pozostać przy bardziej tradycyjnych formach briefingów, konferencji i orędzi. To smutne – jasno widać bowiem, że obecne władze, po niegdysiejszej fascynacji szybką komunikacją online, zdają się obecnie zapominać, że z Twittera aktywnie korzysta coraz więcej Polaków i że za pomocą 140 znaków można wyrazić bardzo wiele i natychmiast dotrzeć ze swoim przekazem do milionów odbiorców. O wykorzystaniu przez nich jeszcze nowocześniejszych narzędzi, takich jak Vine, czy Periscope, możemy na razie tylko pomarzyć.