Komisja Europejska postanowiła uruchomić procedurę ochrony praworządności wobec Polski – informuje tvn24.pl. Zmiany w ustawie medialnej i te dotyczące Trybunału Konstytucyjnego wywołują niepokój – mówi Frans Timmermans, wiceprzedoniczący KE. Premier Beata Szydło zaprasza do dialogu – podaje źródło.
Zapytaliśmy specjalistów, jak oceniają wpływ decyzji Komisji Europejskiej na wizerunek Polski oraz reakcję Beaty Szydło na ostatnie wydarzenia.
Olgierd Annusewicz, politolog, Uniwersytet Warszawski
Decyzja Komisji Europejskiej ma znaczenie przede wszystkim dla wizerunku Polski. Dlatego, że z punktu widzenia formalnego, jest to początek bardzo długiej procedury, która może zostać wielokrotnie przerwana przez Unię. Jej kolejne etapy mogą nie uzyskać wymaganego wsparcia konkretnych instytucji czy osób, które zasiadają w rozmaitych gremiach. Z formalnego punktu widzenia, zagrożenie, że za chwilę wykluczą nas z Unii Europejskiej to rzecz mało istotna. Upraszczając, nie jest to procedura wyłaniania największego prymusa Unii Europejskiej ani taka, w której wskazane zostanie, kto ma najlepsze standardy przestrzegania prawa, tylko wręcz przeciwnie. I z tego punktu widzenia koszty wizerunkowe są ogromne.
Są tym większe, jak to się mówi, że spadamy z wysokiego konia, a to zwykle boli najbardziej. Przez ostatnie lata – w okresie negocjacji akcesyjnych i funkcjonowania wszystkich kolejnych rządów – byliśmy oceniani jako jeden z liderów unijnych. Jesteśmy krajem istotnym, i ekonomicznie, i geopolitycznie. Do tej pory jesteśmy określani jako lider i prymus. Dzisiaj lidera i prymusa stawia się do kąta. To jest oczywiście zła zmiana, wizerunkowo – fatalna.
Pamiętajmy, że może to mieć znaczenie dla biznesu. Po co się promuje i dba o wizerunek? Po to, żeby mieć lepszą pozycję międzynarodową, także, jeśli chodzi o perspektywy przyciągania inwestorów. Mechanizm jest taki – to, co się dzieje, w ramach opinii, które są na temat Polski publikowane za granicą, także ze względu na taką decyzję, zagraniczni inwestorzy mogą się czuć mniej bezpiecznie w Polsce. Jedna z moich znajomych, pracująca w dużej międzynarodowej korporacji mówi, że odbiera co 2,3 dni telefony od siebie z centrali z pytaniem: czy to na pewno jest dobry kierunek, w którym zmierza polska polityka i jakie to może mieć znaczenie dla ich biznesu.
Do tej pory Polska była krajem, który potrafił całkiem skutecznie konkurować o zagranicznych inwestorów. Dzisiaj oni zastanawiają się – nie mówię, że wszyscy, ale takie zjawisko występuje, mam nadzieję, że jeszcze nie na skalę masową – czy jesteśmy dobrym miejscem, nie tylko do inwestowania, ale być może nawet do utrzymywania biznesu. Więc, z formalnego punktu widzenia, wielka krzywda nam się nie stała, natomiast koszty wizerunkowe są poważne. Na dobrą opinię bardzo długo się pracuje. Można ją bardzo szybko stracić, a jej odzyskanie trwa dłużej niż się na nią pierwotnie pracowało.
Dlaczego pani premier mówi o dialogu? Dlatego, że procedura, która została uruchomiona, de facto jest dialogiem. UE czy KE formalnie wyśle do Polski pytania w sprawach, które wzbudzają ich zaniepokojenie. Polska odpowie na te pytania, UE czy KE się do niej ustosunkują, i o tym dialogu mówi pani premier. Z oczywistych względów jest ona na niego otwarta. Uważam, że to dobrze. W tym momencie jesteśmy w sytuacji kryzysu wizerunkowego i należałoby się zastanowić, jak do niego podejść. I oczywiście w ramach ratowania wizerunku pojawiają się zwykle zarówno działania o charakterze materialnym, jakieś decyzje, procedury, zarządzenia, konkretne działania, jak i mechanizmy komunikacyjne. To, co dzisiaj robi pani premier zaliczam do mechanizmów komunikacyjnych. Nie do końca uważam, że wszystkie jej działania są najszczęśliwsze, bo np. mówienie o tym, że Komisja Timmermans może nie czuć sympatii do rządu PiS-u, bo dostał medal od Komorowskiego, jest mało przekonujące. Przy czym pamiętajmy, że w tym kryzysie wizerunkowym mamy dwie widownie: zagraniczną i tę u nas, w Polsce. Moim zdaniem, dzisiaj pani premier i rząd koncentrują się na gaszeniu pożaru wizerunkowego w kraju. A naprawdę kluczowy problem to jest wizerunek za granicą.
Wiesław Gałązka, niezależny konsultant ds. PR, Dolnośląska Szkoła Wyższa
O ile się nie mylę, jest to pierwsze badanie tego typu i niewątpliwie świadczy o zaniepokojeniu państw demokratycznych UE tym, że w systemie naczyń połączonych z jednego z tych naczyń wycieka demokracja. Na pewno nie służy to wizerunkowi Polski. Będzie piętnem – bez względu na to, jak to się skończy – można powiedzieć, że coś było na rzeczy. Bo coś jest na rzeczy – mamy do czynienia z wyraźnymi przypadkami manipulowania prawem i wręcz łamania go. Nie należy spodziewać się, że będą sankcje i konsekwencje, bo polityka międzynarodowa to bardzo delikatna materia. Niemniej, jest to już jakieś ostrzeżenie dla rządu Polski i nie da się tego przykryć miłymi słówkami czy absurdalnymi orędziami. Powinno to skłonić rządzących do wycofania się z tej drogi, czego nie należy się jednak spodziewać po partii wodzowskiej typu PiS. Ta decyzja pozostawi ślad na wizerunku Polski i nie będzie dobrze o nas świadczyć.
Zaproszenie do dialogu Komisji Europejskiej i innych krajów przez Beatę Szydło to forma manipulacji, typowej propagandy. Podobnie było ze spotkaniem z opozycją odnośnie do stanowiska polskich parlamentarzystów w Brukseli. Jak wiemy, inaczej wnioski z tego spotkania przedstawiła Beata Szydło, a inaczej uczestniczący w nim politycy opozycji. Nie mamy, w tej chwili, do czynienia z PR-em, bo generalnie w polskiej polityce PR to ogromna rzadkość. Mamy do czynienia ze zwykłą ordynarną propagandą, która to propaganda jest w zasadzie narzędziem, jak dotąd, każdej partii.
Zebrały: Anna Kozińska, Małgorzata Baran