40,2 proc. PR-owców wskazało, że obawia się utraty zatrudnienia w związku z kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa – wynika z ankiety przeprowadzonej przez PRoto.pl. 6,7 proc. już straciło z tego powodu pracę, jednak ponad połowa – 53,1 proc. – badanych nie ma takich obaw i czuje się pewnie w swoim miejscu pracy.
W ankiecie 29 proc. badanych wskazało, że w ich firmie bądź dziale zwolniono pracowników w związku z sytuacją wywołaną przez COVID-19. Zwolnień nie było aż u 66,1 proc. ankietowanych, a 4,9 proc. odpowiedziało, że redukcji zatrudnienia nie było, jednak jest ona planowana.
Zobacz więcej: 40 proc. PR-owców boi się utraty pracy w związku z koronakryzysem
„Z wyników badań wyłaniają się dwa obrazy. Pierwszy jest dość pesymistyczny. Zdawać by się mogło, że zwłaszcza teraz specjaliści od komunikacji są potrzebni i będą doceniani, a tymczasem duża grupa ankietowanych obawia się utraty pracy. Skąd zatem te obawy? Czyżby wciąż pokutował model szukania »oszczędności« po stronie szeroko pojętej komunikacji? A może świadczy to o tym, że biznes nie odrobił lekcji i nie zadbał o uspokojenie nastrojów, co z kolei znalazło swoje odbicie w obawach ankietowanych?” – zastanawia się Damian Ziąber, rzecznik prasowy Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, członek Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Zwraca uwagę, że w ostatnich miesiącach pojawiały się oferty pracy w branży szeroko pojętej komunikacji, również takie, o których mówiło się w branży. „Patrząc na ogrom bodźców płynących z otoczenia rynkowego i trudne warunki, w których przyszło działać szeroko pojętemu biznesowi, można przyjąć, że rąk do pracy będzie brakowało” – sądzi Ziąber. „Z kolei drugi obraz napawa optymizmem, bo ponad połowa PR-owców nie obawia się utraty pracy, zapewne słusznie wyciągając wnioski z obserwacji tego, co dzieje się w polskiej gospodarce. Biznes jak chyba nigdy do tej pory będzie musiał przemyśleć swoją komunikację i przestawić ją na inne tory. Do tego będą potrzebni specjaliści, pełniący dzisiaj coraz bardziej uniwersalne role w swoich organizacjach” – ocenia rzecznik UFG.
Czytaj także: Marki muszą dopasować działania do nowej rzeczywistości
27,7 proc. badanych wskazało, że stres związany z obawą o posadę demotywuje ich i przygnębia, co przekłada się na niższą jakość pracy. 33,9 proc. twierdzi z kolei, że stara się w obecnej sytuacji pracować lepiej i się wykazać. 38,4 proc. stwierdziło natomiast, że nie ma to wpływu na jakość ich pracy. „Te niemal 30 proc. odczuwających demotywację i przygnębienie to wyzwanie dla biznesu i wszystkich, którym przyszło zarządzać zespołami. Stres nie służy ani efektywności, ani ogólnemu klimatowi w danej organizacji, ani jej klientom czy klientom jej klientów” – zwraca uwagę Ziąber. „Linia podziału idzie wzdłuż bycia odpornym na stres i chęci wykazania się przydatnością dla organizacji, a paraliżującą niepewnością, przygnębieniem i demotywacją. Wniosek jeden – zaciśnięcie zębów i motywacja” – mówi.
Z ankiety wynika, że aż 70,1 proc. osób nie zamierza zmieniać branży i chce nadal zajmować się PR-em i komunikacją. Tylko 8,9 proc. chce pracować w innej branży. „Ta krótka informacja jest jak dla mnie najbardziej pozytywną opinią o polskim PR, z jaką ostatnio się spotkałem. Branża, która sama o sobie nie do końca potrafi dobrze mówić, nie do końca potrafi zmierzyć się z własnymi wizerunkowymi wyzwaniami, jest branżą, z której specjaliści nie chcą uciekać i w której widzą swoją przyszłość. To bardzo miłe zaskoczenie. Pozostaje mieć nadzieje, że dla całego rynku wynik ankiety byłby podobny” – komentuje Ziąber.
Ponad połowa badanych (52,9 proc.) stwierdziła, że ma w obecnej sytuacji więcej pracy. Mniej obowiązków deklarowało z kolei 19,7 proc. badanych. W przypadku 27,4 proc. zadań do wykonania było tyle samo co zawsze. „Do tego, moim zdaniem, powinniśmy się przyzwyczaić. Pracy będziemy mieli raczej więcej niż mniej, a ról do odgrywania – jeszcze więcej” – uważa Damian Ziąber. „Po stronie agencji zapewne zobaczymy jeszcze więcej specjalizacji, a nawet odkrywania nowych obszarów, które okażą się nie tylko źródłem dodatkowych przychodów, ale przede wszystkim sposobem budowania przewag konkurencyjnych. Z kolei klientom obsługiwanym w jeszcze bardziej kompleksowy sposób będzie towarzyszyło zdrowe poczucie dobrze alokowanych środków i niechęć do zmiany modelu obsługi” – podsumowuje ekspert.
Sprawdź też: Czego PR-owcy mogą spodziewać się na rynku pracy
Rekrutacja w czasie pandemii?
Choć w marcu, kwietniu i maju obserwowaliśmy załamanie na rynku pracy w PR i rekordowo niską liczbę ogłoszeń kierowanych do specjalistów z tej branży, niektóre firmy w tym czasie zatrudniały. Przykładowo – PR Calling w kwietniu powiększyło się o dwoje konsultantów.
Jak mówi Katarzyna Dworzyńska, Head of Business w PR Calling, w jej agencji rekrutacja trwa bez przerwy i koronawirus tego nie zmienił. „W agencji zawsze jesteśmy otwarci na rozmowy z ciekawymi konsultantami, którzy wyznają wartości podobne do naszych i mogą wnieść do firmy unikalny know-how oraz doświadczenie” – mówi. Wyjaśnia, że i tym razem było podobnie, „chociaż w dobie zalewania rynku informacjami o nadchodzącym kryzysie i fali zwolnień, decyzja o zatrudnieniu dwojga doświadczonych konsultantów była podejmowana dłużej niż zwykle”. W czasie gdy na LinkedInie pojawiały się głównie wpisy osób, które zatrudnienie straciły i szukają nowego miejsca, Katarzyna Dworzyńska umieściła post, w którym zaprosiła do kontaktu osoby szukające pracy w public relations. „Zgłosiło się mnóstwo konsultantów o różnym poziomie doświadczenia. Z jednej strony – super, z drugiej – chyba po raz pierwszy od chwili ogłoszenia lockdownu miałam poczucie, że branża naprawdę stoi u progu kryzysu. A jak wiadomo, brak pracy = brak projektów” – dzieli się swoimi odczuciami. „Będę szczera – w pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest sens zapraszać do współpracy nowych ekspertów, skoro za moment – tak, jak nasi koledzy i koleżanki, możemy stracić część zleceń” – dodaje. „Postanowiliśmy jednak zaufać sobie oraz naszym klientom i pomimo straty kilku kontraktów projektowych, podjęliśmy decyzję o zatrudnieniu, mając jednocześnie na uwadze, że epidemia nie będzie trwać wiecznie, a dobry zespół to inwestycja w przyszłość” – mówi dalej.
Dworzyńska zauważa, że sporym wyzwaniem był w czasie lockdownu sam proces rekrutacji, który w całości prowadzono online. „Uważam, że na jakimś etapie rozmów o współpracy po prostu trzeba się spotkać »w realu« i sprawdzić czy jest chemia, czy jednak jej nie ma. Warstwa merytoryczna to nie wszystko, szczególnie, kiedy pracuje się w małym zespole” – przyznaje. Jak mówi, pierwsza rekrutacja prowadzona przez agencję online nie zakończyła się pozytywnie. „Myślę, że spotkanie w offline zaoszczędziłoby stresu obu stronom” – uważa Dworzyńska. „Ciekawym doświadczeniem był także pierwszy dzień całego teamu spędzony w biurze. Po kilku tygodniach statusów na Google Meets było wspaniale móc pójść razem na kawę i po prostu porozmawiać” – podsumowuje.
Opracowała Małgorzata Baran