O arogancji w wypowiedziach polityków pisze na łamach Dziennika Łódzkiego Katarzyna Borowska. Nieumiejętność wyczucia sytuacji i lekkomyślnie wypowiedziane słowa mogą polityka czy partię kosztować utratę poparcia, o czym przekonało się na przykład SLD po niefortunnym stwierdzeniu Włodzimierza Cimoszewicza po powodzi w 1997 r. Jako premier powiedział wtedy: „To jest kolejny przypadek, gdy potwierdza się, że trzeba być przezornym i się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna”. Dwa miesiące później SLD przegrało wybory.
Siłę słowa odczuł również Kazimierz Kapera, który jako wiceminister zdrowia powiedział, że homoseksualizm to zboczenie, za co został zdymisjonowany. Powinna o tym pamiętać obecna ekipa rządząca. Premier Kaczyński, mówiąc o głodujących pielęgniarkach: „Na razie nie zjadły kolacji. To jeszcze nikomu nie zaszkodziło” okazał lekceważenie grupie zawodowej mającej poparcie społeczne. W słowach nie przebiera także Ludwik Dorn, który groził strajkującym lekarzom, że „weźmie ich w kamasze”, czy zdymisjonowany właśnie Andrzej Lepper, który zdziwił się, że można „zgwałcić prostytutkę”. (jcm)