Jak czytamy w Kurierze Lubelskim, kampania wyborcza 1989 roku była spontaniczna, a marketing polityczny raczkował. Plakat „Solidarności” przedstawiał Gary’ego Coopera jako szeryfa, który idzie głosować z kartką wyborczą i znaczkiem „S” na piersi. W 1991 roku większe znaczenie zaczęły odgrywać telewizyjne programy wyborcze, w których prezentowane były poglądy. „(…) więcej było debat, przedstawiania argumentów, pomysłów” – wspomina Kamil Fil z Zakładu Socjologii Polityki Wydziału Politologii UMCS.
W 1993 roku Kongres Liberalno-Demokratyczny zatrudnił agencję Saatchi&Saatchi do przygotowania kampanii, ale amerykański styl nie spodobał się wyborcom i partia nie przekroczyła pięcioprocentowego progu wyborczego. „To tak, jakby komuś żyjącemu w średniowieczu dać różne atrybuty naszego dzisiejszego świata” – tłumaczy niepowodzenie strategii KL-D Krzysztof Małyska z firmy Polityk.org Doradcy Polityczni. Zdaniem Małyski, dziś coraz bardziej nasze kampanie zaczynają przypominać te z USA, a polityk jest traktowany jak towar na sprzedaż, który musi zostać dobrze zareklamowany. (jcm)