Najtańszą promocją miast jest wykorzystanie kojarzonych z nimi stereotypów, czytamy w Marketing&more. Jednak, jak pisze Magdalena Rydzik, miasta wolą pozostać „nijakie, tylko dlatego, by nie przyznać się do snobizmu lub wieśniactwa”.
Skojarzenie miast z takimi cechami, jak cwaniactwo, czy skąpstwo wcale nie musi być obelgą. Może natomiast stanowić „marketingowe dobro”, pisze autorka. Jednak rzadko kiedy miejscy włodarze decydują się wykorzystać niechlubne stereotypy w celach promocyjnych. Wśród wyjątków Rydzik wymienia Poznań, który nie wstydził się oficjalnie promować, jako „pyrlandia” czy miasto „dusigroszy”.
Może więc warto pójść za przykładem Poznania. Autorska sugeruje, żeby rezygnować z „pompatyczności”, a przykładowo do promocji Krakowa i Warszawy wykorzystać odwieczną rywalizację między obiema stolicami Polski – starą i obecną.(ał)