Marek Wróbel na łamach Naszego Dziennika ocenia formę polskiego PR w służbie rządzących. Jak pisze, politycy zrozumieli, że najważniejszą sprawą jest zdobycie i zachowanie władzy, a nie realne działanie.
Według publicysty obserwujemy obecnie zmierzch polityki, którą zastępuje postpolityka. Jej najważniejszym celem jest zredukowanie działań partii i rządu do zdobycia i utrzymania poparcia. Klasa polityczna łatwo i szybko przyswoiła sobie, jak niewiele robić, za to dużo i miło mówić oraz dobrze wyglądać. „Wyborcy, a już szczególnie sondaże, premiują ludzi o niezbyt wyrazistych lub wręcz zmiennych poglądach, za to o wyrazistym języku, dobrym kontakcie z ludźmi, szczególnie młodymi. Niebieskie oczy i ładna koszula są na miejscu. Umiejętność tańca lub gry w piłkę także” – pisze Marek Wróbel i za przykład podaje Aleksandra Kwaśniewskiego, Kazimierza Marcinkiewicza i Donalda Tuska.
Wróbel wskazuje, że w powszechnym mniemaniu polską politykę psują PR-owcy: „Nie ma takich gromów i takich pomyj, jakich nie wylano by na nich. Samo pojęcie public relations powoli staje się synonimem manipulacji i często zwykłego kłamstwa”. Dużym zainteresowaniem cieszy się ostatnio odkrywanie „przykrywek” i czarny PR spin doktorów. Socjologowie apelują o wyłączenie PR-u z życia publicznego. Parcie do sukcesu, zdaniem Wróbla, często poluzowuje hamulce. Warto jednak według niego zauważyć, że obarczanie doradców czy wykonawców winą za „wrzutki”, „przykrywki”, czy „spiny” to „ścinanie głowy posłańcowi” albo „pretensje do adwokata, że broni przestępcy”. O wiele większą winę ponoszą sami politycy, którzy doszli do wniosku, że marketing może zastąpić realną działalność oraz media, które pomagają tym pierwszym w tworzeniu publicznego wizerunku, często niemającego nic wspólnego z rzeczywistością. „Jest to prawda brutalna i bolesna – szczególnie dla osób, którym leży na sercu dobro wspólne. Jednak należy zdać sobie z tego sprawę – ludzie w większości grają tak, jak wymaga tego system” – pisze autor artykułu „Jaka polityka, taki PR”.
System bazujący na komunikowaniu i budowie wizerunku zamiast polityce jest zdaniem eksperta jednak nieszczelny. Pokazuje to sytuacja po tragedii smoleńskiej, gdy po okresie traumy, zadumy i żalu nastąpił chwilowy wzrost ocieplenia stosunków z Rosjanami, a teraz wygląda to zupełnie inaczej. Polacy nie uwierzyli w szczerość Rosjan, zatem „fałszywe tony, choć nie od razu muszą brzmieć donośnie, potrafią czasem zakłócić i zrujnować najlepiej prowadzoną narrację marketingu politycznego” – pisze Wróbel. (es)