Konferencja w salonce, podstawka pod kufel z twarzą kandydata, spot prawdziwy, ale z aktorami – w ferworze wyborczej walki kampanie pełne są potknięć oraz błędów. O nietrafionych gadżetach, niefortunnych wypowiedziach kandydatów oraz dziwnych wydarzeniach organizowanych przez sztaby pisze Rzeczpospolita.
W zeszły weekend Grzegorz Napieralski postanowił zwołać konferencję prasową dotyczącą problemów polskiej kolei. Sam pomysł nie wzbudziłby kontrowersji gdyby nie fakt, że konferencję tę zorganizowano przy suto zastawionym stole w wynajętym wagonie konferencyjnym. Jak zaznacza politolog Wojciech Jabłoński, lider SLD jest socjalistą, który „nie powinien wozić się luksusowymi salonkami za pieniądze polityków”.
Wpadkę zaliczył również PiS. Rzecznik partii Adam Hofman, komentując najnowszy spot telewizyjny tego ugrupowania, przyznał, że wszystkie opowiedziane w nim historie są prawdziwe, choć scenki odegrali aktorzy. „Jeśli historie mają być prawdziwe, muszą stać za nimi prawdziwi ludzie” – przyznaje Joanna Gepfert, specjalistka od wizerunku politycznego.
Przyczyną nieudanej kampanii może być również hasło kandydata. Autorka artykułu przypomina pompatyczne hasła PO z kampanii prezydenckiej sprzed 6 lat: „Prezydent Donald Tusk” i „Premier z Krakowa”. Powodem żartów było natomiast hasło Mariana Krzaklewskiego z kampanii prezydenckiej 1995 roku – „Krzak-tak”. Ulica natychmiast skojarzyła je z poparciem dla legalizacji marihuany.
Sztaby wyborcze sięgały również po gadżety, które bardziej szkodziły kandydatom, niż ich promowały. Sztab Waldemara Pawlaka przygotował podkładki do piwa z jego podobizną – każdy mógł postawić swój kufel na twarzy kandydata. Sztab Włodzimierza Cimoszewicza przygotował natomiast tort z jego podobizną, następnie pokrojoną przez szefową kampanii Katarzynę Piekarską.
„Polityków się nie kroi, ani się na nich nic nie stawia. Bo oni muszą dbać o swoją twarz” – zaznacza Joanna Gepfert. (ks)