Po wynajętym luksusowym wagonie relacji Warszawa-Sosnowiec oraz serwowanym dziennikarzom drogim, „niewyobrażalnym dla przeciętnego Polaka”, bufecie SLD sięga po „morski program” i organizuje w Szczecinie, w ramach konferencji wyborczej, kurs statkiem po morzu – czytamy w Rzeczpospolitej.
Po prezentacji programu wyborczego w specjalnym wagonie, partia Grzegorza Napieralskiego zyskała przydomek „łososiowej lewicy”. Gazeta informuje, że jest to analogia do „lewicy kawiorowej”- francuskiego określenia dla tamtejszych socjalistów. Według Sergiusza Trzeciaka, specjalisty ds. marketingu politycznego, „to duży błąd”. „Przeciętnych Polaków, żyjących w coraz gorszych warunkach materialnych, a do takich odwołuje się przecież SLD, nie stać na taki luksus” – ocenia ekspert i dodaje, że „w pogoni za kreowaniem takich spektakli politycznych, które przyciągną zainteresowanie opinii publicznej, Napieralski przedobrzył”. Jego zdaniem lider Sojuszu próbuje „działać na siłę”, a przez to wszystko wychodzi bardzo „sztucznie”.
Na strategii SLD nie pozostawia suchej nitki także Eryk Mistewicz, konsultant polityczny, który nie przypomina sobie podobnej kampanii w Europie. Dla niego politycy, mówiący o problemach społecznych i jednocześnie „pływający stateczkiem” oraz serwujący „w luksusowej salonce” łososia, to pomyłka. Mistewicz ostro krytykuje takie działania i nazywa je „infantylizacją siły politycznej”. „Tu kampania w salonce, tam Napieralski zagra na skrzypkach albo umorusa się pyłem węglowym bądź popłynie statkiem. To niepoważne. Około 30 procent elektoratu mogłoby zagłosować na lewicę, ale skutkiem takich działań mają problem z uznaniem SLD za partię poważną”- przestrzega Mistewicz. (es)