Kampania polityczna w wersji amerykańskiej to dobrze działająca maszyna. Zdaniem Adama Bielana polscy politycy muszą się jeszcze wiele nauczyć. „Mimo wszystko odstęp między kampaniami amerykańskimi i polskimi się skraca” – zauważa w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
W Polsce dopiero stosuje się elementy kampanii, które w USA funkcjonują już od lat. Polscy politycy zaistnieli w social media dopiero w ostatniej kampanii, podczas gdy Obama promuje się w nich od czterech lat. Ponadto słabą stroną rodzimych rządzących są kontakty bezpośrednie, za to lepiej radzą sobie z wystąpieniami publicznymi. „Jarosław Kaczyński jest świetnym mówcą, choć w telewizji bywa zbyt oficjalny. (…) Donald Tusk dobrze wypada zarówno na mównicy sejmowej, jak i w studiu telewizyjnym (…). Janusz Palikot to czysty PR” – ocenia Bielan. Także pieniądze inwestowane w kampanię są ciężkie do porównania. W Ameryce budżet właściwie jest nieograniczony, ze względu na organizacje nieformalnie związane z kandydatem. Nie unika się także kampanii negatywnych – przed wyborami często zatrudnia się detektywów, angażuje się kancelarie prawne oraz agencje konsultingowe. (kg)