„Mam wrażenie, że niewiele osób potrafi powiedzieć, co i przed kim mamy promować. To po części tłumaczy impas, który obserwujemy” – tak o promocji Polski napisał w felietonie na łamach Rzeczpospolitej Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
Arendarski konieczność promocji Polski porównuje do kultowego „Misia” Barei: „Powiedz mi, po co jest ten miś? – Właśnie, po co? – Otóż to. Nikt nie wie, po co i nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta”. Według niego „każde pospolite ruszenie”, którego efektem miała być spójna koncepcja budowy nowoczesnego, pozytywnego wizerunku Polski, kończyło się w zasadzie niczym. Podczas gdy nie powinno to stanowić większego problemu, bo – jak podkreśla Arendarski – budowa marki Polska musi się opierać na podobnych zasadach jak każdej innej marki. Czyli: musimy określić adresatów przekazu, strategii, wskazać hierarchię celów i nastawić się na to, że zanim będą efekty, musi upłynąć trochę czasu. „Oczywistości” – tak pisze o tych kluczowych elementach autor felietonu, ale – jak wykazuje dalej – nikt, poza nim, tak tego nie odbiera. Przykład: Krajowa Izba Gospodarcza od lat ma już Program Marketingu Narodowego, stworzony przy udziale eksperta od brandigu – Wally’ego Olinsa, ale administracji pomysł ten nie przypadł do gustu i ostatecznie…stanęło na teorii. Dlatego prezes KIG zachęca, by w trakcie oczekiwania na skuteczny system promocji polskiej marki, skupić na promocji polskich sukcesów. „To one, odpowiednio nagłośnione, staną się elementami wizerunku Polski jako nowoczesnego państwa” – przekonuje. Ale zaznacza jednocześnie, że głośne mówienie o sukcesie powinniśmy wdrożyć najpierw na własnym podwórku, bo osiągnięcia firm są często bardziej znane za granicą niż w kraju. „Polscy przedsiębiorcy mają potencjał, by realnie przyczynić się do wzmocnienia pozytywnego wizerunku kraju. (…) Najpierw jednak sami przedsiębiorcy muszą być przekonani, że państwo daje im szansę na sukces, a nie działa jak hamulcowy” – pisze. (es)