„Tesco zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do momentu, gdy reputacja zacznie przeszkadzać w interesach” – twierdzi Piotr Mączyński z Gazety Wyborczej. Akcje protestacyjne pod sklepami przeciwko planowanym zwolnieniom czy nieuprzejme kasjerki rodem z PRL-u to pierwsze kroki do wizerunkowego samobójstwa.
Według rzecznika Tesco, mają zostać wprowadzone „zmiany operacyjne, które spowodują reorganizację pracy w niektórych sklepach”, co może prowadzić do zwolnień. Stąd związki rozpoczęły protesty. W poprawie wizerunku nie pomaga bezpośredni kontakt z obsługą sklepu. „Dlaczego kasjerki w Tesco są rozdrażnione, rzucają towarem, udają, że nie słyszą pytań i spieszą się tak, że nie nadążamy pakować zakupów, gdy wpycha się na nas następny w kolejce? To przez wewnętrzne ustalenia /…/ że kasjerka w tej sieci ma obowiązek skasować aż 1600 produktów na godzinę. W elektronicznej kasie jest licznik, który bada tempo jej pracy. Charakterystyczny pisk czytnika powinien rozlegać się rytmicznie średnio co 2,25 sekundy” – pisano w katowickim wydaniu Gazety. Mączyński zastanawia się, jaki będzie efekt końcowy, zaś internauci komentują: „Do mojego TESCO (na Fieldorfa) zabieram dziecko, aby mu pokazać, jak w PRL zachowywała się wobec klientów obsługa sklepów. PODOBIEŃSTWO UDERZAJĄCE. Ani proszę, ani dziękuję, ani pocałuj mnie…” (nesca). „Proszę sobie przypomnieć przykład »Biedronki«. I to jak długo lizała się z fatalnej reputacji, którą zyskała w trakcie pierwszego etapu rozwoju swoich sklepów, gdy oszczędzała na pracownikach” – podsumowuje Mączyński. (kg)