W tej kampanii Obama ma wyjątkowych sprzymierzeńców – stoją za nim celebryci, w tym m.in. gwiazda serialu „Sex and the City”, Sarah Jessica Parker. Przeciwnicy jednak to wsparcie wyśmiewają, a media rozpisują się o tym, jak to prezydent głupio podłożył się krytyce. Jego sztab za to milczy, bo gwiazdy oznaczają pieniądze.
Parker wystąpiła w reklamie, którą telewizja wyemitowała aż kilka razy podczas rozdania nagród MTV. „Ok, facet który zakończył wojnę w Iraku, facet który uważa, że każdy powinien móc poślubić kogo chce, facet, który stworzył cztery miliony miejsc pracy. To jest ten facet” – tak aktorka mówi w niej o Baracku Obamie. Jak informuje gazeta.wyborcza.pl, 14 czerwca będzie ona gościć prezydenta i jego żonę Michelle oraz tych spośród fanów, którzy wpłacą dowolną sumę na kampanię wyborczą prezydenta i dodatkowo wygrają losowanie. W sieci natychmiast zawrzało. Wpisy na Twitterze oscylowały wokół zagadnień typu: „Jobs in the City, not Sex and the City!” („w mieście potrzebujemy pracy, a nie seksu!”). Dodatkowo informacja o kolacji (w magazynie Vogue, którego redaktorka naczelna ma wyjątkowo złą sławę) zbiegła się w czasie z newsem o rosnącym po raz pierwszy od kilku miesięcy bezrobociu. „To pokazuje, jak oderwany od rzeczywistości jest prezydent Obama i jego ludzie” – twierdziła rzecznik partii republikańskiej Kirsten Kukowski. Temat podjął także znany showman, Glenn Beck, który sparodiował „wystudiowany akcent Wintour” oskarżającej Obamę, że dla pieniędzy brata się z najgorszymi, nieszanującymi ludzi bogaczami, a sam w kampanii pokazuje się jako obrońca biednych. Inne gwiazdy, które wspierają prezydenta, to m.in. Georgie Clooney, Barbara Streisand i Salma Hayek. Gazeta nazywa je „kurami znoszącymi złote jaja”. Ostatnio na kolacji u tego pierwszego Obama zebrał rekordową sumę 15 milionów dolarów. To powód, dla którego jego sztab jest głuchy na kpiny otoczenia. (es)