Sebastian Coe, szef komitetu organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich walczy z „dzikim marketingiem” i zakazuje wchodzenia na obiekty sportowe w koszulkach z logo Pepsi. Eksperci alarmują – to popadanie w paranoję i strzelanie sobie samobója.
Coca-Cola jest jednym z 11 największych sponsorów igrzysk i co roku zasila MKOl kwotą 100 mln dol. – informuje sport.pl. Mimo to, słowa Coe wzbudziły mocne kontrowersje. „Naszym partnerem jest Coca-Cola, płaci ogromne pieniądze, musimy uszanować jej prawa” – tłumaczył w radiowej audycji BBC. W sieci momentalnie zrobiło się gorąco od spontanicznych akcji – kibice zachęcali się nawzajem do działania wbrew regułom. Efekt – o konkurencie Coca-Coli było głośniej niż o niej samej. Coe szybko wycofał się ze swojej niefortunnej decyzji. „Można przyjść w koszulce Pepsi, każdy może włożyć, co chce. Nie będziemy ścigać pojedynczych osób, chodzi jedynie o wyeliminowanie akcji dzikiego marketingu” – stwierdził dzień później.
Co ciekawe, na ulice Londynu wyszło 270 policjantów specjalnie przeszkolonych w tropieniu marketingowych spisków. Cel – stanie na straży praw sponsorów. Anglicy mówią o nich „brand police”. Jak podaje polski portal, wczoraj funkcjonariusze wizytowali okolice Stratford, sprawdzając, czy puby i sklepy nie wykorzystują logo igrzysk i pięciu kółek olimpijskich. Np. piwo do „olimpijskich” szklanek ma prawo nalewać jedynie Heineken. Grupy kibiców w koszulkach Pepsi będą niemile widziane nie tylko w obrębie hal sportowych, ale też w odległości 200 m od nich. Nie wolno również używać zwrotów: „Londyn”, „2012” lub „złoto”, „srebro”, „brąz” w jednym zdaniu. Zakaz dotyczy reklam w sklepach czy na billboardach. Sporo zamieszania wzbudza fakt, że posiadacze innych kart płatniczych niż Visa, oficjalnego partnera MKOl, nie skorzystają z nich na terenach olimpijskich. Jedynym dostawcą frytek podczas igrzysk jest McDonald’s, ale i tu nie obyło się bez problemów. Początkowo frytki można było dostać jedynie z rybą, jako kultowe w Wielkiej Brytanii fish and chips. Zaprotestowali jednak pracownicy Olimpic Park i apel o „niepopadanie w paranoję” nieznacznie pomógł. Teraz frytki można zjeść bez ryby, ale tylko w jednej z 800 restauracji. Przykłady można mnożyć. „Organizatorzy przesadzają i strzelają samobója. Restrykcje idą za daleko i ośmieszają igrzyska oraz samych sponsorów” – ocenił marketingowiec Michael Payne, który przed laty sam organizował kontrakty dla MKOl. „To niesamowita ironia, że w Brytanii słynącej z gospodarczej wolności wprowadzamy na siłę takie monopole. Jak to się ma do haseł przedsiębiorczości, z których zawsze słynęliśmy?” – pyta z kolei Peter Vlachos z University of Greenwich. (es)