„Czy liczba »tweetnięć« i »lajków« może przełożyć się na wynik wyborczy? Ta wiara jest coraz bardziej powszechna” – czytamy w Miasto. Tygodnik Koszaliński. Ale eksperci studzą ten entuzjazm: „to błąd”.
Według Anny Popławskiej czasy, kiedy politycy omijali internet szerokim łukiem, bezpowrotnie minęły. Dziś doskonale zdają sobie sprawę, że jest to świetny sposób dotarcia do najmłodszych wyborców, którzy z innych mediów korzystają wcale lub rzadko. „Niemniej internet to medium wymagające i kapryśne” – przestrzega autorka tekstu i podkreśla, że internauci wymagają nie tylko znajomości netykiety, ale też swobody w poruszaniu się w wirtualnej rzeczywistości. A z tym według niej jest kłopot. Stąd opinia, że politycy w sieci są „sztuczni jak białe kozaczki”. „Błąd podstawowy to tworzenie profilu w mediach społecznościowych lub strony www tylko dlatego, że… inni też je mają” – twierdzi dr Piotr Szarszewski, medioznawca z Politechniki Koszalińskiej. I dodaje: „Niektórzy nie mają świadomości, że budowanie wizerunku z wykorzystaniem narzędzi internetowych to niezwykle wymagające przedsięwzięcie”. I „tu jest pies pogrzebany” – kwituje Popławska. Zaraz potem podaje przykłady tych polityków, którzy nie rozumieją, że w sieci trzeba być „tu i teraz”. Na pierwszy ogień – radna z koszalińskiej lewicy Dorota Chałat, która swoją karierę polityczną zakończyła bez sukcesu w 2010 roku, a do dziś na swojej stronie wita nas hasłem „Kościńska na prezydenta”, do tego z blond fryzurą, podczas gdy już dawno przefarbowała włosy na brąz. Aktualność w ogóle nie jest mocną stroną koszalińskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Na jego stronie widnieją jeszcze noworoczne życzenia, a w zakładce „Młodzi w SLD” jest informacja o spotkaniu z Leszkiem Millerem, które odbędzie się… 6 kwietnia 2010 roku – donosi dalej dziennikarka. Wytyka także błędy PiS-owi. Poseł Czesław Hoc sprawy regionu traktuje na swojej stronie dość pobieżnie, prezentując jedynie…zdjęcia widokowe.
Najlepiej według Popławskiej politycy mają się na Facebooku. Profilu nie ma tylko Andrzej Lewandowski z Ruchu Palikota” – czytamy w dzienniku. „Trudno z profilu zrobić tubę, bo komunikacja z natury jest tu dwukierunkowa. Nie wszyscy tego oczekują i nie wszyscy są na tę interakcję przygotowani. Więc żywych, interesujących dyskusji tu raczej brak” – punktuje autorka. Według niej na FB mamy raczej do czynienia z „przesłodzonymi do granic pochlebstwami albo z pyskówkami na poziomie rynsztoka”. Szarszewski z kolei zwraca uwagę na inny problem: „ Politycy czasem chcą w internecie w sposób stosunkowo wysoce kontrolowany rozpowszechniać informacje. W przypadku mediów społecznościowych ta wiara w możliwość panowania nad przekazem jest fałszywa”. O tym, że każdy wpis żyje w sieci własnym życiem przekonała się – jak czytamy w tekście – wicemarszałek Sejmu, Wanda Nowicka, która po śmierci noblistki Wisławy Szymborskiej w tweecie wyraziła żal, iż „najpierw Havel, teraz Wisłocka”. Wszelkie wpadki czy „suche” komunikaty ocieplić mają rodzinne zdjęcia – pełno ich w internecie. Udowadniają, że ci, w których rękach jest władza, to „jedni z nas” – pisze Popławska. (es)