„Kiedy pięć lat temu zaczął się ten wielki blogowy wyż, miałam nadzieję, że to szansa na zaistnienie w Polsce krytyki mody, której u nas brak. Szybko się jednak przekonałam, że o żadnej niezależności nie może być mowy, bo nie można przecież krytykować kogoś, od kogo dostaje się ubrania” – twierdzi Joanna Bojańczyk, krytyk polskiego rynku mody.
Blogi modowe miały być okazją do zaistnienia niezależnego głosu. A coraz częściej szafiarki są zależne od producentów odzieży. „Niestety, trzy czwarte szafiarek, żeby nie powiedzieć 90 proc. z nich, wygląda identycznie. Te same stylizacje, te same ubrania pochodzące z pięciu-siedmiu sieciowych sklepów” – twierdzi Michał Zaczyński, dziennikarz. Blogi modowe stały się popularne, gdy „blogerki zdały sobie sprawę, jaki to intratny interes, zaczęły się bez opamiętania mnożyć” – zauważa Bojańczyk.
A jednak blogosfera ma wpływ na konsumentów. Według wyszukiwarki Technorati 31 proc. konsumentów przy zakupie zasugerowało się propozycją szafiarek. Ich siła oddziaływania stała się na tyle duża, że blogi stały się mediami opiniotwórczymi. A „podstawową korzyścią są właśnie darmowe ubrania czy kosmetyki, które następnie pojawiają się na blogu obdarowanej w postach sponsorowanych” – czytamy w Uważam Rze Inaczej Pisane.
Dotąd popularność blogów jest oceniana poprzez liczbę lajków na Facebooku, która przesądza o uznaniu autora za autorytet w świecie mody – podaje gazeta. Zdaniem Zaczyńskiego taki stan rzeczy to nie wina szafiarek. „Media zaczęły je promować. Niestety, awansując je w ten sposób, sami kopiemy sobie dołek. I nic dobrego dla mody z tego nie wynika”. (kg)