„Niemal żelazną regułą polskiej polityki jest, że szefowie kolejnych rządów, prezydenci państwa oraz przywódcy stronnictw politycznych na rzeczników prasowych wybierają ludzi, ze strony których nie obawiają się konkurencji” – uważa dr Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego, na łamach dziennika Polska Metropolia Warszawska.
Trzeciak dodaje w materiale, że zwykle są to młode, niedoświadczone osoby, bez jakichś znaczących sojuszników w szeregach swojej partii. „A jeżeli mają doświadczenie, często są bez charyzmy, z lichą osobowością” – mówi. Włodzimierz Knap, autor tekstu, podaje przykłady. Na pierwszy ogień idzie Joanna Trzaska-Wieczorek, dyrektorka biura prasowego głowy państwa. Knap pisze o niej, że wypowiada się rzeczowo, ale za wadę podaje fakt, że zwykle ogranicza się do kilku zdawkowych zdań. Drugi w kolejności jest rzecznik PO, Paweł Olszewski, niespełna 35-letni absolwent marketingu i zarządzania, od 12 lat w szeregach PO, od 2005 roku w Sejmie. Jego podstawową wadą jest – zdaniem autora – praktyczna nieznajomość szerszej opinii publicznej oraz mała widoczność jako polityka i rzecznika. „Jeśli już wypowiada się publicznie, to jego słowa nie zapadają w pamięć Polakom. To dość słaby wizerunek kogoś, kto chce reprezentować rządzącą w Polsce partię” – ocenia Knap.
Wiesław Gałązka, specjalista ds. kreowania wizerunku medialnego, dla odmiany podaje tych najbardziej komunikatywnych rzeczników: Adama Hofmana, rzecznika PIS-u, oraz Mariusza Błaszczaka, który co prawda formalnie jest szefem klubu PiS, lecz równie często, „może nawet zbyt często”, występuje w mediach. Trzeciak pod lupę wziął natomiast Dariusza Jońskiego, rzecznika SLD. Specjaliści od marketingu politycznego mają podobno o nim bardzo złą opinię – według nich brakuje mu charyzmy, wyrazistych sądów, przebojowości. Największym atutem Jońskiego jest za to lojalność wobec kierownictwa Sojuszu – czytamy w artykule. „Czasami wręcz wydaje mi się, że tylko mechanicznie powtarza zdania swoich liderów, a zwłaszcza Leszka Millera, a jego wypowiedzi przypominają echo” – obrazowo tłumaczy Trzeciak. O rzeczniku PSL-u, Krzysztofie Kosińskim, mówi z kolei tak: „Na razie jest dobrym materiałem na rzecznika i polityka. Jest zwykle spokojny, grzeczny, lecz ma problem z charyzmą, brakiem wyrazistej osobowości”. Patryk Jaki, rzecznik Solidarnej Polski, ma jego zdaniem ogromnego pecha, że jego nazwisko rymuje się „Jaki-nijaki”. O nim można powiedzieć, że lubi używać gadżetów, ale często tak nieskutecznie, iż wywołuje tylko kąśliwe komentarze” – twierdzi Trzeciak.
Gałązka w swoich rozważaniach idzie dalej i zastanawia się, czy obecnie instytucja rzecznika rządu lub partii jest w ogóle potrzebna. „Żyjemy w takich czasach, że politycy mają świadomość, iż jeżeli nie ma ich w mediach, to nie istnieją. Upraszczając: każdy z nich jest rzecznikiem, rzecznikiem samego siebie” – mówi. Podkreśla, że w dzisiejszych czasach każdy, kto chce uczestniczyć w polityce, zabiera głos w niemal każdej sprawie. Twierdzi, że brak wiedzy nie przeszkadza w żaden sposób, nawet naszym politykom pomaga, bo nie ogranicza ich w wypowiedziach.
To, na co jeszcze zwraca uwagę Knap, to znikome udzielanie się politycznych rzeczników w prasie. Zdecydowanie najpopularniejsza jest wśród nich telewizja. „Tam komentują wszystko, ku obopólnemu zadowoleniu zarówno ich samych, jak i dziennikarzy. Chodzi o to, by słowa lały się ciurkiem i były wystarczająco drapieżne, a druga strona mogła ripostować. Sprawy merytoryczne nie są najważniejsze” – czytamy w tekście. (es)