„Ja nie wiem, jaka jest ta ustawa i jej nie oceniam. Wiem tylko, że MDI wzięło grube pieniądze za to, że podjęło się zadania zmiany tej ustawy. Napisałem, w jaki sposób oni działali i według mnie jest to nieetyczne” – tłumaczy na łamach Angory Cezary Łazarewicz.
Łazarewicz w rozmowie z tygodnikiem podkreśla: „Co do faktów jesteś z MDI w zgodzie”. Dodaje jednak, że wcześniej, podczas zbierania materiału, przedstawiciele firmy wielokrotnie wprowadzali go w błąd, a teraz wszystkie opisane przeze niego fakty potwierdzili, mówiąc, że działali superprofesjonalnie. „Ja twierdzę, że nie jest to profesjonalne, jeśli agencja podszywa się pod ekologów, prowadzi akcję społeczną, wykorzystuje polityków bez ich wiedzy czy nawet dziennikarzy (Adama Wajraka) i atakuje zza węgła” – zaznacza dziennikarz. Jego zdaniem MDI dopuściła się „manipulacji” przy ustawie. A później „groźbami i szantażami próbowała powstrzymać publikację tekstu w magazynie Wprost. Łazarewicz podkreśla także, że wszelkie próby wpływania na prawo są zgodne z prawem, kiedy robią to lobbyści, a niezgodne, kiedy robi to agencja PR-owa. „Jak się wywiera wpływ na stanowienie prawa, to należy się zarejestrować jako lobbysta i działać z otwartą przyłbicą, mówiąc: działamy w interesie „Orła Białego”, nazywamy się MDI, produkujemy film. Jako MDI zbieramy podpisy pod petycją do ministra Korolca, bo chcemy zmienić tę ustawę” – zarzuca MDI. Dodaje poza tym, że „gdyby Maciej Gorzeliński i Rafał Kasprów uczciwie chcieli rozmawiać”, to chciałby ich zapytać, „w jaki sposób generują teksty w gazetach, a tym się chwalą swoim klientom”. Powołuje się w tym miejscu na raport, z którego wynika, że w ubiegłym roku dla KGHM MDI „wygenerowało” około 140 tekstów. „Według mnie polega to na tym, że klient domaga się jakiejś konkretnej, korzystnej dla siebie informacji, a firma – w tym wypadku MDI – dostarcza gotowce dziennikarzom. Tego jednak nie wiem na pewno, bo – jak wspomniałem – oni nie chcieli ze mną rozmawiać” – czytamy w gazecie.
Łazarewicz krytykuje również dziennikarzy. Twierdzi:„My jako czytelnicy jesteśmy bezbronni, kiedy dziennikarz jest nieuczciwy, czyli bierze gotowce lub teksty przygotowane przez agencje PR-owskie, nie zaznaczając tego”. MDI zarzuca to, że firma rozlicza się z każdego generowanego tekstu. „Wysyła do klienta
informację, że pan X napisał dla niej dobry tekst. Przykładowo – o prezesie Wirthcie z KGHM. l że to duży sukces. Tylko że czytelnicy nie wiedzą, że dziennikarz X pisał na zamówienie. Myślę, że ujawnienie tego procederu sprawi, że dziennikarze będą ostrożniej podchodzić do informacji podsuwanych im przez tego typu agencje” – mówi. I przyznaje na koniec: „Nie mam trupa w szafie, więc mnie szantażować nie można. To taka moja legitymacja ubezpieczeniowa”. (es)