Jak czytamy w magazynie Brief, Twitter i Facebook są obecnie wykorzystywane jako oficjalne kanały komunikacji z obywatelami. Premier Ugandy odpowiada na 96 proc. wysyłanych do niego postów, z kolei prezydent Argentyny ma ponad 2 miliony fanów i jest najpopularniejszym politykiem Ameryki Łacińskiej. To tylko kilka przykładów, które potwierdzają, że kto nie prowadzi życia na portalu społecznościowym – nie istnieje.
Ta sama zasada obowiązuje w przypadku polskich polityków, czego dowodem jest minister spraw zagranicznych. „Sikorski zdecydowanie nie ignoruje cyfrowej rzeczywistości, prowadzi konta na takich serwisach jak Facebook, Twitter, Nasza Klasa, Goldenline, YouTube, Blip czy LinkedIn”. W rankingu najmocniejszych liderów świata na Twitterze, zajmuje 40. miejsce, na równi z prezydentem Rosji.
Sława Sikorskiego na Twitterze poza blaskiem, ma również cienie. Rafał Tomański przywołuje w artykule niefortunny komentarz ministra o sytuacji na Ukrainie („skorumpowana gospodarka ukraińska”). To nie jedyna wpadka Sikorskiego. W listopadzie 2012 roku swoim komentarzem uprzedził oficjalny komunikat giełdowy.
„Nie po to decydenci spotykają się za zamkniętymi drzwiami, a ich biura polityczne starannie konstruują oświadczenia dla mediów, by jednym komentarzem nagle to wszystko runęło” – zauważa Tomański.
Z artykułu dowiadujemy się, że 73 proc. polskich internatów nawet podczas oglądania telewizji korzysta z laptopa, smartfona lub tabletu. Postępu nie da się więc zatrzymać. Czy da się jednak powstrzymać niedyskrecję polityków? W tym przypadku również powinna obowiązywać zasada złotego środka. „Za każdym razem musimy pamiętać, że my-w-sieci i to już nie wirtualny profil w rzeczywistości, której nie ma, ale jedna z naszych codziennych twarzy”. (mw)