„W propagandzie chodzi o to, aby zacierać granice. Aby wyraźne stało się niewyraźne. PiS stosuje tę metodę w sprawie tragedii smoleńskiej” – mówi prof. Eugeniusz Cezary Król, w wywiadzie dla Newsweeka.
Jak zaznacza prof. Król, historyk i politolog, słowo „propaganda” nabrało negatywnego znaczenia od kiedy Joseph Goebbels uczynił z niej „koło zamachowe zagłady”. Jednak w czasie ostatniego kryzysu ukraińsko-rosyjskiego to zagadnienie znowu wróciło. „Oni – czyli Rosjanie – robią propagandę. My uprawiamy PR, marketing polityczny” – parafrazuje Król.
Zdaniem politologa, PR jest propagandą, i choć „nazwy się zmieniły, to metody są podobne.” Jak czytamy, propaganda ma podtekst ideologiczny i silniej działa na odbiorcę. „Wszystko musi się gotować w sosie ideologii. Inaczej mówiąc, politycy nie chcą edukować politycznie swoich odbiorców, ale nasycać ich ideologicznie” – dodaje.
Najlepiej takie działania propagandowe widać w sprawie smoleńskiej, która została źle rozegrana przez rządzących. „PiS twierdząc, że był zamach, dowodzi, że nie ma dowodów, iż go nie było” – czytamy dalej.
Jak informuje Król, propaganda ma przyciągać masy. Z kolei świadome zacieranie granic między prawdą, a fałszem jest jej najważniejszym narzędziem: „Jeśli przyjrzeć się polskiej polityce, to łatwo można dostrzec, że partie ulegają pokusie pomijania aspektu intelektualnego. Intelektualiści się nie liczą. Powiem więcej, są w pohańbieniu”. Jak dodaje, strategia oparta na dynamicznej agitacji przynosi szybkie, ale krótkotrwałe efekty. W tym jednak tkwi zagrożenie. „Partie działają na zasadzie catch-all (złapać wszystkich) i propaganda demokratyczna staje się masowa, a więc niebezpiecznie zbliżająca się do zasad propagandy totalnej”. (mw)