„Medialny przekaz dąży do personalizacji. Ma być indywidualnie, od nas, osobiście” – czytamy w magazynie Wprost. Przykładem takiego trendu jest selfie.
Modzie na „zdjęcie z ręki” nie oparli się nawet politycy. Jak zauważa Małgorzata Molęda-Zdziech, socjolog z SGH i Collegium Civias, polityka już od kilku lat upodabnia się do show-biznesu. Selfie robili sobie już premier Donald Tusk czy Jerzy Buzek. Jednak pokazanie „ludzkiej twarzy” w ich przypadku może nie przynieść zamierzonego efektu. „Jeśli głosujemy na ładny dziubek, a nie program czy ideę, trudno potem polityków rozliczać i ich pracy” – komentuje Molęda-Zdziech.
Bartosz Janiszewski, autor artykułu, podkreśla jednak, że pojęcie obciachu związanego z tego rodzaju zdjęciami zniknęło od czasu pamiętnego „oscarowego selfie”. Tego samego zdania jest Marek Migalski, europoseł Polski Razem, który chętnie udostępnia swoje „zdjęcia z rąsi” na profilach społecznościowych. „Selfie na początku było żenadą i siarą. Ale jeśli wstawi się je w cudzysłów, może pokazywać dystans do siebie. Z selfie jest jak z młotkiem. Można przy jego pomocy zbudować karmnik, można też pieprznąć się w głowę i nabić sobie guza” – dodaje Migalski. (mw)