„Kto decyduje o tym, co wiemy, jakie opinie dostrzegamy, które myśli przekazujemy dalej jako własne obserwacje? Otóż decydują o tym rankingi” –zauważa Karl Greenfeld na łamach Gazety Wyborczej.
Google, Facebook, Twitter i reszta mediów społecznościowych posługują się skomplikowanymi matematycznymi narzędziami, by określić, co tak naprawdę czytamy, widzimy i kupujemy. Zdaniem autora, kanon kulturowy w coraz większym stopniu wyznacza to, co jest najczęściej klikane. Jednak, czy tak naprawdę docieramy sami do tych treści? Greenfeld powołując się na wyniki badania przeprowadzonego przez American Press Institute, informuje, że niemal sześcioro na dziesięcioro Amerykanów przyznaje, że czyta wyłącznie nagłówki wiadomości. „Wiem o tym tylko dlatego, że rzuciłem okiem na nagłówek tekstu w „Washington Post” mówiącego o tym badaniu” – ironizuje.
Jak zatem wygląda dzisiejszy sposób komunikowania? Jak zauważa Greenfeld, „nasze opinie pochodzą z outsourcingu w tym obiegu informacji, który pozwoli nam zachować stabilną pozycję na przyjęciu”.
Użytkownicy spędzają dużo czasu na wpatrywaniu się w telefony i monitory, jednak nie przyswajają materiałów z pierwszej ręki. „Raczej już polegamy na pobieżnych obserwacjach naszych „znajomych” albo ludzi, których „followujemy” – czytany dalej. (mw)