„Pomijając rozmowę Sławomira Nowaka, muszę powiedzieć, że jestem zbudowany tym, co usłyszałem na nagraniach. Nie ma tam śladu korupcji czy nieuczciwości, a przecież jesteśmy przy władzy już siedem lat” – według Newsweeka premier tak odniósł się do „taśm Wprost”. Słowa te miały paść na jednym z posiedzeń zarządu PO.
Jak czytamy, premier tymi słowami wprawił salę w konsternację. Po chwili jednak Tusk zmienił retorykę. „Taśm jest bardzo dużo i mogą dalej wyciekać. Podsłuch był założony w wielu miejscach i nagrani są wszyscy. Ludzie Platformy, opozycja, biznes. Śledztwo jest dynamiczne i na jednym baronie węglowym się nie skończy. Ta sprawa sięga dużo wyżej, być może także poza granice Polski. Ci, którzy za tym stoją, chcieli zdestabilizować sytuację w kraju” – miał stwierdzić premier.
Tusk wspomniał także o tym, że „ktoś chce skłócić koalicję”. Jako dowód podał publikację nagrania, w którym minister skarbu, Włodzimierz Karpiński chciał „wy…bać w kosmos Jana Burego z PSL. Ujawniono je tuż po tym, jak Marek Sawicki zapowiedział lojalność PSL wobec koalicjanta. (ks)