Zdaniem Aleksandry Hac, autorki tekstu, pieniądze, za które Łódź promuje się na krakowskich, gdyńskich i płockich imprezach muzycznych można było wydać lepiej – na przykład na wsparcie własnych festiwali.
Jak czytamy w Gazecie Wyborczej, władze Łodzi zdobyły 7 milionów złotych z unijnego dofinansowania na realizację czterech zgłoszonych projektów. Jeden z nich, promocja Łodzi jako centrum przemysłów kreatywnych, zakładał reklamowanie się na największych w kraju festiwalach muzycznych.
„Z szacunków magistratu wynika, że nasze stoiska promocyjne odwiedzi w sumie mniej niż 10 tyś. osób – po 1,5 tyś. osób na Life Festivalu i Impakcie, 3,5 tyś. podczas Open’era i spodziewane 2,5 tyś. gości na Audioriverze. Koszt wykonania stoisk i ustawienia ich na festiwalach to 850 tysięcy złotych” – analizuje Hac. Co to oznacza? Jak zauważa autorka, choć wiele osób zetknęło się ze stoiskiem promocyjnym to pieniądze można było przeznaczyć na przykład na organizację łódzkich imprez. „Po pierwsze, wsparlibyśmy w ten sposób lokalne marki, a nie Open’er czy Audioriver. Po drugie, większym wyzwaniem jest dzisiaj budowanie pozytywnego wizerunku miasta wśród samych łodzian niż osób z innych miast” – czytamy dalej.
Łódzkie festiwale cieszą się także dużą popularnością. Dziennik informuje, że Festiwal Sztuki Światła w 2013 roku przyciągnął ponad 200 tys. osób. „Z tegorocznej lekcji trzeba wyciągnąć wnioski. Mój jest taki, że zainwestowaliśmy w złe festiwale. Starając się w następnych latach o dodatkowe pieniądze na promocję, pamiętajmy przede wszystkim o naszych” – dodaje autorka. (mw)