niedziela, 24 listopada, 2024
Strona głównaAktualnościBloger książkowy obala stereotypy i nie patrzy na lajki

Bloger książkowy obala stereotypy i nie patrzy na lajki

Blogerzy książkowi – daleko im do zarobków blogerek modowych, ale to coraz bardziej liczące się środowisko. Jak czytamy w Gazecie Wyborczej, mogą oni liczyć na występ w reklamie banku, testowanie samochodów.. i na bezpłatny egzemplarz książki.

Niektórzy blogerzy otrzymują lukratywne propozycje, pod warunkiem jednak, że prowadzą stronę na wysokim poziomie merytorycznym i mają wystarczająco liczne – z punktu widzenia działów marketingu – grono czytelników. Nie wszystkie pomysły są jednak trafione. Katarzyna Czajka, prowadząca „Zwierza Popkulturalnego” otrzymała ofertę testowania golarek do twarzy, „ bo ktoś w dziale marketingu nie doczytał, że autorem bloga jest kobieta”. Innej blogerce zdarzyło się dostać propozycję wypożyczenia do testowania łóżka, choć nie zostało sprecyzowane, w jaki sposób ma się z nim obejść. Odmówiła jednak, bo nie chciała powielać stereotypu czytelnika, „który w jesiennie wieczory zawija się w koc z kubkiem herbaty”.

Czy na takiej działalności można zarobić? „Starcza na nowe książki i bilety do kina. Ale jako zawód ta praca się nie opłaca, bo gdy pojawia się przymus, znika frajda, a stawki są tak niskie, że tego nie rekompensują” – podsumowuje Czajka. Katarzyna Sawicka, autorka bloga Moja Pasieka, stara się propagować zapomnianą literaturę i przyznaje, że stronę prowadzi dla przyjemności. „Nie patrzę na lajki i statystyki odwiedzin, wystarczy mi satysfakcja, gdy kolejna osoba pisze do mnie, że dzięki mnie zachwyciła się prowadzoną przez Krzysztonia radiową Pocztą literacką albo jego Cyrografem dojrzałości” – mówi Sawicka.

Jak wygląda współpraca blogera z reklamodawcami? Jarosław Czechowicz, prowadzący blog Krytycznym Okiem, na którym nie tylko recenzuje książki, ale też rozmawia z pisarzami, inaczej podchodzi do książek, które dostaje do recenzji, a inaczej do tych, którym patronuje. „Wydawca wie, że może na mnie polegać w takim sensie, że o książce objętej patronatem rzetelnie napiszę w okolicach premiery oraz będę ją dodatkowo promował na stronie, którą dziennie czyta ok. 800 osób” – wyjaśnia w rozmowie z Gazetą Wyborczą . Przyznaje też, że nie zawsze podoba mu się współpraca z wydawcami. „Nie lubię, gdy dostaję zbiorczego mejla z nagłówkiem „szanowna blogerko”, a wydawca, który wysyła mi książkę, narzuca mi termin publikacji recenzji, wielokrotnie dzwoniąc i pisząc w tej sprawie. Nie lubię być ponaglany przez kogoś, kto jedynie dostarcza mi narzędzie do wykonania zadania, za które nie otrzymuję wynagrodzenia” – kontynuuje.

Z drugiej strony, wydawcy zwracają uwagę, że nie na miejscu wydają im się pytania o pieniądze za recenzje. „O pensje dziennikarzy dbają ich pracodawcy. O pensję blogera może zadbać właściciel platformy, której taka osoba nabija odwiedziny. Nigdzie na świecie recenzenci nie są finansowani przez producenta ocenianego produktu – skąd takie roszczenia u blogerów?” – pyta Marcin Zwierzchowski, redaktor „Nowej Fantastyki”. (mw)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj