„Nie warto inwestować w superfilmiki na YouTube, wypasione strony internetowe czy zaawansowane projekty komunikacyjne” – pisze na łamach Polski Zbrojnej były rzecznik MON Jarosław Rybak. Jego zdaniem budowę wizerunku armii należy zacząć od osób, których nazwiska widnieją na stronach jednostek wojskowych w zakładce „kontakt”.
Jak zaznacza Rybak, osoba zachęcona reklamą w końcu skontaktuje się z daną jednostką, pytając o szczegóły. „A po drugiej stronie słuchawki będzie pani Krysia lub pan Zdzisio, którzy mają ochotę na wszystko, ale nie na odpowiadanie na trywialne pytania. E-maila przeczyta zaś zmęczony służbą kapitan, zaczynający dzień od sprawdzenia, ile jeszcze musi się męczyć do czasu, aż zdejmie mundur” – czytamy. Sam autor zaznacza, że często piszą do niego osoby zainteresowanych służbą wojskową, które zostały odprawione z kwitkiem w jednostkach wojskowych. „Kandydat nr l żali się, że dwa razy kazano mu wysłać CV, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Nr 2 opowiada, że po kilku zdaniach przerwano mu i usłyszał, że »absolutnie nie ma szans na dostanie się do tej jednostki«. Nr 3 po kilku rozmowach odniósł wrażenie, że »nie ważne, czy ma się ręce, nogi, czy jakieś osiągnięcia. Ważne, że ma się plecy«. Gdy spojrzeć przez pryzmat komunikacji społecznej – problem jest poważny” – zauważa Rybak.
Jego zdaniem polskie wojsko większą wagę przykłada do efektowności, niż efektywności. Na razie kryzys powoduje, że nie brakuje kandydatów i można inwestować w „niedopracowane przedsięwzięcia”. Kryzys jednak nie będzie trwał wiecznie. (ks)