W natemat.pl czytamy o tym, jak Kościół wychodził z sytuacji kryzysowej, wywołanej przez bp Piotra Jareckiego. I jak coraz lepiej radzi sobie z takimi wyzwaniami jak public relations czy dbanie o wizerunek.
Sprawa bp Jareckiego mogła stać się kolejną, którą można wliczyć w poczet haniebnych wyskoków kleru – przyznaje Marta Brzezińska-Waleszczyk. Biskup będąc pod wpływem alkoholu kierował samochodem i uderzył w latarnię. Dostał wyrok, został zawieszony w biskupich czynnościach. Co ważne jednak, już dwa dni po zdarzeniu, wydał oświadczenie, w którym przeprosił wszystkich „zgorszonych jego czynem”.
Zdaniem Brzezińskiej-Wlaszczyk, samo przyznanie się do winy i przeprosiny nie rozwiązują problemu. Docenia jednak to, że nikt nie chciał zamiatać problemu pod dywan, a sam zainteresowany nie zamierzał udawać, że nic się nie stało. „Bp Jarecki od razu zadeklarował, że odda się do dyspozycji papieża i skorzysta ze specjalistycznej pomocy. Zapewniał też, że dobrowolnie podda się karze” – dodaje. Tak też się stało. Watykan zawiesił go w czynnościach biskupich, sprawa sądowa toczyła się w normalnym trybie, duchowny przyjął nałożony wyrok.
Autorka powołuje się także na opinię katolickiego publicysty Błażeja Strzelczyka. Ten zaznacza, że afera z bp Jareckim wizerunkowo nawet pomogła Kościołowi. „Udowodniła, że pewne klasyczne mechanizmy radzenia sobie z problemami, które wypracował świat, mają też swoje miejsce w Kościele. Biskup właściwie rozegrał cały ten dramat – przeprosił, poddał się decyzji kardynała, poszedł na terapię, nie zasłaniał się swoją pozycją, nie tłumaczył się, zachował się jak należy” – wylicza katolicki publicysta. (mw)