Na łamach Rzeczpospolitej publicysta analizuje piątkowe wystąpienie Hanny Gronkiewicz-Waltz w związku z aferą reprywatyzacyjną.
Skąd zamieszanie? Kontrowersje wzbudziła działka obok Pałacu Kultury, pod dawnym adresem Chmielna 70. Miasto zwróciło ją w 2012 r. w prywatne ręce, mimo że najprawdopodobniej wcześniej przyznano za nią odszkodowanie na podstawie umowy międzynarodowej. Wartość działki szacowana jest nawet na 160 mln zł – czytamy we wstępie.
Do sprawy prezydent Warszawy odniosła się osobiście podczas piątkowej konferencji prasowej.
Jak pisze Stankiewicz: „By obronić siebie, prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz wyrzuciła urzędników odpowiedzialnych za reprywatyzację. Tyle, że te dymisje potwierdzają, iż w ratuszu dochodziło do nieprawidłowości – a pani prezydent dotąd temu przeczyła”.
Prezydent stolicy zapowiedziała, że Platforma Obywatelska złoży we wrześniu projekt tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej, regulującej zwroty nieruchomości. Ma być w niej zapisana wysokość odszkodowania, które nie powinno być większe niż 10 proc. wartości nieruchomości. W opinii autora tekstu, Gronkiewicz-Waltz takimi zapewnieniami sięgnęła po klasyczne zagrania z podręcznika komunikacji kryzysowej.
„Na pierwszy rzut oka wyglądają one nawet atrakcyjnie i zaspokajają kiełkującą w wielu warszawiakach żądzę krwi. Ale przenicowanie tych zapowiedzi oraz porównanie ich z działaniami i wypowiedziami Gronkiewicz-Waltz w ostatnich latach pokazuje, że tymi decyzjami pani prezydent dodatkowo się pogrążyła”.
Stankiewicz konkluduje bowiem, że Chmielna 70 została zwrócona 4 lata temu, „zatem pogląd o zbyt pochopnej reprywatyzacji dojrzewał w niej[Gronkiewicz-Waltz – przyp.red] wyjątkowo leniwie”.
Na koniec autor dodaje, że afera reprywatyzacyjna zatacza coraz szersze kręgi, a Gronkiewicz-Waltz po raz pierwszy w swej prezydenckiej karierze ma przeciw sobie całą opozycję, większość mediów i sporą część opinii publicznej: „Piątkowe wyrzucenie części balastu za burtę to wciąż za mało, by odzyskać wiarygodność”. (mw)