Szybkość i ilość informacji rośnie w zastraszającym tempie. A każde z mediów ma tylko określoną ilość czasu lub miejsca, w którym może owe informacje przedstawić. Stale pojawiają się nowe wydarzenia, które spychają na drugi plan „nius” sprzed godziny. Przez ten gąszcz informacji przedzierają się PiaRowcy…
Dziennikarstwa przez duże D, jakie można sobie wyobrazić oglądając „Wszystkich ludzi prezydenta” już chyba nie ma. W każdym razie ja nigdy nie wyobrażałem sobie bohaterów filmu, jako fanatycznych zwolenników jednej, lub drugiej strony sceny politycznej. Ale jestem dopiero początkującym dziennikarzem. Dziennikarzem, to być może nawet za dużo powiedziane. Wypowiadam się na temat nowych technologii w jednej ze stacji radiowych.
Odkąd porzuciłem „błyskotliwą” karierę w marketingu na rzecz obecności na antenie, znalazłem się w kręgu zainteresowania PiaRowców. Muszę przyznać, że sam będąc magistrem zarządzania i takich tam, czuję się trochę jak z kamerą wśród zwierząt. Pierwsze skojarzenia, to początkowa scena z „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, w której dziennikarze na konferencji prasowej starają się zająć miejsca najbardziej dogodne, aby… dosięgnąć suto zastawionego stołu.
Na początku poczułem obowiązek odpisywania na maile Asów Dobrego Wizerunku. W końcu możemy sobie pomagać. Niestety, kiedy pisałem, że przepraszam, ale akurat nie mogę tego dnia wziąć udziału w konferencji, od razu zostawałem zasypywany mailami i telefonami. Przecież to bardzo ważne wydarzenie, będą politycy, a poza tym będzie bufet (sic!). Ciekawe co by powiedział minister infrastruktury, gdyby dowiedział się, że jego osoba wymieniana jest na równi z kawą i ciasteczkami…
Kiedy przestałem odpisywać na maile, wszystko się uspokoiło. Ja nie przeszkadzam im, oni nie przeszkadzają mnie. Dostaję „presrylisy” (Ach! Wprost uwielbiam te załączniki po 5-10MB) i mam namiary na ludzi, którzy powiedzą mi coś więcej na dany temat. Do czasu… Czytając poranną dawkę biuletynów, natrafiam w NYT na dosyć istotną informację dotyczącą lidera innowacyjności informatycznej. Piszę maila do PiaRu polskiego oddziału, prosząc o czyjś komentarz na ten temat. Wielkie poruszenie! Po tygodniu dowiaduję się, że bardzo wiele wymagam od biednej PiaRówy, ale za 2, góra 3 dni, znajdzie mi kogoś, kto wypowie się na temat. Mam nadzieję, że to można zwalić na sztywną strukturę korporacyjną.
Konferencja prasowa dotycząca nowych modeli komórki. Trendy knajpa w centrum. Ktoś zasłabł jeszcze przed rozpoczęciem prezentacji. Czyżby z wrażenia? Korporacyjne klony, kroczą sztywno, a między nimi krzątają się już nieco bardziej różnorodne wysokie blond-menedżerki. To wszystko na tle łysiejących, wąsatych dziennikarzy i dziennikarek z dużymi pupami. Nerwowo tupią przy sokach. W trakcie prezentacji najwidoczniej nie obowiązuje kultura osobista. Telefony dzwonią, dziennikarze odbierają – przecież są ważni – PiaRowcy dają im takie poczucie. Ostentacyjni spóźnialscy też się zdarzają… Niestety nie wszyscy sprawiają wrażenie, jakby byli w temacie. „To BT w prezentacji, to blutuf jest, tak?” – dopytuje się jeden pan. Podstawowy błąd PiaRowca. „Język, jakim się posługujemy ma być nieskomplikowany, wystrzegajmy się specjalistycznego żargonu” – radzi portal proto.pl. Przecież takie BT w kontekście telefonu komórkowego może oznaczać np….. Budkę Telefoniczną!
Po prezentacji – standard. 5 osób wyraża zainteresowanie eksponowanymi modelami telefonów, a reszta tłoczy się do schodów, na końcu których czeka – niczym ziemia obiecana – lancz.
„Czy mogę prosić o materiały prasowe?” – pytam. Zdziwienie. „To Pan już wychodzi? Bez poczęstunku?” Nie wiem, co sobie o mnie pomyśleli.
A swoją drogą, to czy nie nadszedł najwyższy czas na poprawienie nieco panujących zwyczajów. Ile jeszcze czasu stare pryki będą obżerać się na koszt firm, za co łaskawie skrobną coś w swoim dziale?
„Dziennikarz nie ma czasu (…) chce konkretnych informacji”, stwierdza proto.pl. Jasne, że nie ma czasu. Jak w jednym dniu zmieścić 3 konferencje i nocny raut? Co to będzie, jeśli – odpukać – coś ważnego wydarzy się w polityce…