Jak zepsuć wizerunek marki? Najprościej podrzucić dany produkt politykowi. A jeśli (odpukać w niemalowane!) polityk sam go kupi i jeszcze będzie się z nim obnosił, to katastrofa gotowa.
Jak podaje New York Times, wizerunek iPoda może być zagrożony przez… George W. Busha, który korzysta z owego odtwarzacza plików mp3. Produkty Apple są uważane w Stanach za przedmioty niemal kultowe, symbolizujące walkę z establishmentem, a prezydent największego mocarstwa… sami Państwo rozumiecie.
W celu uwiarygodnienia produktu, o wiele bezpieczniej jest wynająć aktora. I tak przykładowo w Polsce Krzysztof Kolberger dobrze kojarzy się z produktami uchodzącymi za luksusowe, a Elżbieta Zającówna – z tanimi kosmetykami. Dwaj Włosi namawiają widzów do picia kawy, a inna „dająca się lubić Europejka” zachwyca się czymś do smarowania chleba. Niektóre agencje idą krok dalej i próbują (niestety z powodzeniem) zatrudniać dziennikarzy. Ci z kolei nie poczuwają się do winy i powołując się na swoje kontrakty tłumaczą, że nie ma nic nagannego w lansowaniu naprawdę dobrego produktu (…za naprawdę dobrą cenę, ale to już pozostaje w niedomówieniu).
Prawdopodobnie spece od wizerunku Busha sami zaproponowali mu jogging z odtwarzaczem mp3. W wywiadach mówi się nawet o piosenkach, jakich prezydent słucha najchętniej. Ale ludziom i tak o wiele bardziej podoba się prezydent dławiący się precelkiem, lub ewentualnie przewracający się na Segway’u.
Podobnymi motywami kierują się najwidoczniej polscy politycy, gotowi pojawiać się w głupawych tokszołach. Prowadzący mogą do woli jeździć po zaproszonych osobach publicznych, jak po przysłowiowej łysej kobyle, a wybrańcy narodu jakoś nie wykazują się błyskotliwością i dają się poniżać. Pokazują za to swoją „ludzką” twarz, a przeciętny „Kowalski” może potem pochwalić się żonie, że z posła to równy chłop, bo też jest głupi jak but.
Patrząc na kolejne sondaże popularności wśród polityków, można odnieść wrażenie, że zepsuliby oni wizerunek każdego, choćby najbardziej udanego produktu. Przypomniał mi się skecz Krzysztofa Jaroszyńskiego, opowiadany w ramach Kabaretu pod Egidą w połowie lat 80-tych. Sugerował on walkę z alkoholizmem, m.in. poprzez nazywanie wódek imionami polityków. Na przykład nazwać wódkę „Babiuch”. „Człowiek by to chętnie kupił, otworzył… spojrzał na etykietę i nie ruszył.”
Zastanawiam się, jaki kultowy przedmiot powinien posiadać polski mąż stanu? Na iPoda nie stać większości elektoratu, który poza tym nie wiedziałby, do czego on służy. Politycy chyba najlepiej po prostu trzymają władzę.