Joanna Przetakiewicz, właścicielka marki La Mania, w rozmowie z businessinsider.com.pl odniosła się do afery, jaka kilka dni temu wybuchła wokół firmy. Jak zauważa na wstępie źródło, ani razu nie padło w jej wypowiedzi słowo „przepraszam”.
La Mania znalazła się w ogniu krytyki po odkryciach internautów. Okazało się, że marka sprzedaje za podwójną cenę kieliszki wyprodukowane przez Hutę Szkła „Julia”, na których znajduje się naklejka z logo La Mania Home. Niedługo później media społecznościowe obiegła fotografia, na której widać czapkę pochodzącą z kolekcji La Manii z metką, na której napisane jest „Made in Bangladesh” (z ang. „wyprodukowano w Bangladeszu”). Sytuacja wzbudziła kontrowersje, ponieważ marka zapewniała, że wszystkie jej produkty szyte są w Polsce.
Oliwy do ognia dolały także odkrycia blogera Michała Kędziory, znanego w sieci jako Mr.Vintage. Na Stories na Instagramie podzielił się on swoim odkryciem na temat kolejnych produktów sprzedawanych w sklepie La Manii, które można kupić w innych miejscach za niższą cenę – m.in. na popularnych chińskich platformach sprzedażowych z tanim asortymentem.
Parę dni po wybuchu afery właścicielka marki, Joanna Przetakiewicz, zdecydowała się pierwszy raz skomentować sprawę w rozmowie z portalem businessinsider.com.pl. Na początku przyznała, że 5 proc. produktów oferowanych przez La Manię (jedynie akcesoriów) produkowanych jest przez zaufaną fabrykę w Bangladeszu, w której szyć mają także „najlepsza marki na świecie”. Z tego powodu uznała też, że marka nikogo nie oszukała, mówiąc, że 100 proc. sprzedawanych przez nią ubrań jest obecnie szytych w Polsce. „Prawdą jest jednak, że taka informacja mogła być niezrozumiała dla klientów – 100 proc. produkcji w Polsce, a ktoś kupuje czapkę z Bangladeszu. Zabrakło więc stwierdzenia, że chodzi o 100 proc. ubrań, czyli 95 proc. całej oferty naszej firmy. Tylko czy to ma zburzyć całą wiarygodność i historię firmy, budowaną od 10 lat?” – mówiła w rozmowie ze źródłem.
„Uważam, że doszło do ataku na naszą firmę. Nie ma to nic wspólnego z troską o klienta czy polskich producentów. Rozprzestrzeniane informacje o nas były nierzetelne. Przed tym atakiem nie próbowano uzyskać od nas informacji źródłowej. Obrzucono nas błotem. Nie zgadzam się z takim sposobem działania, w którym dużo jest zwykłego hejtu internetowego. Warto też zadać sobie pytanie, komu zależało na tym, by szczuć na naszą markę i obrzydzać ją klientom” – dodała właścicielka marki, cytowana przez businessinsider.com.pl. Przetakiewicz w rozmowie stwierdziła także, że wiele znanych firm korzysta z fabryk w Azji i nie koliduje to z wizerunkiem marki luksusowej.
Następnie źródło zapytało o głośną ostatnio podobną „aferę metkową” marki Veclaim, należącej do blogerki Jessiki Mercedes. Joanna Przetakiewicz odniosła się wcześniej do sytuacji, sugerując, że warto byłoby dać blogerce kredyt zaufania i pozwolić naprawić błędy. „ I ewidentnie kogoś rozsierdziłam. I może ktoś postanowił, że na tak zwanym trendzie afery, przy okazji uderzy również we mnie i moją markę. Wie pan, gdybym powiedziała, że ktokolwiek w tym kraju ma aferę na koncie, i powtórzyła to dziesięć razy, łącząc słowo afera z czyimś nazwiskiem, to u części odbiorców zawsze z tyłu głowy zostanie, że ta osoba ma jakiś związek z aferą. Łatwo jest obrzucać kogoś błotem, manipulując informacjami. Obserwujemy to na co dzień w życiu publicznym, politycznym, i tak stało się w przypadku La Manii. Tylko to nie jest fair” – komentowała właścicielka La Manii w rozmowie ze źródłem.
Czytaj także: Jessica Mercedes nie poradziła sobie z komunikacją w kryzysie
Joannę Przetakiewicz poproszono także o skomentowanie screenów, jakie na swoim Instastory opublikował Mr. Vintage. Odpowiedziała, że La Mania Home funkcjonuje jako Concept Store, oferujący produkcje autorskie oraz inne produkty. „Ale nie chcę teraz uczepiać się tej nazwy concept store, bo ona może być niejasna dla klientów, i to też rozumiem” – dodała Przetakiewicz. Zaznaczyła również, że La Mania Home nigdy nie komunikowała, że oferuje jedynie produkty polskie.
Businessinsider.com.pl zwrócił jednak uwagę, że La Mania Home zmieniła się w cncept store dopiero kilka dni temu – już po wybuchu afery – a klienci czują się oszukani, gdy wiedzą, że takie same produkty mogą kupić na chińskiej stronie internetowej za niewielkie pieniądze. „Ja nie jestem w stanie zweryfikować całego rynku sprzedaży na świecie, jakie ceny zaproponują chińscy producenci. Produkty dobieramy z katalogów z całego świata, podczas np. targów we Francji, we Włoszech czy w Hongkongu. Ale na koniec dnia jest to raptem 20 proc. naszej sprzedaży. Ja już wiem, po tych sytuacjach i obserwacjach, że wolę skupić się na polskim rynku, współpracować z najlepszymi fabrykami porcelany, hutami szkła, szwalniami, aniżeli na rynku zagranicznym, bo niestety wtedy łatwo jest o takie sytuacje. Ale one nie oznaczają, że jako marka oszukujemy ludzi. Powtarzam – La Mania jako butikowa polska firma nie może być w żadnej mierze porównywana z np. chińskimi gigantami” – odpowiedziała Przetakiewicz. Przyznała także, że zabolały ją zarzuty o oszukiwanie klientów w przypadku kieliszków produkowanych w Hucie Szkła „Julia”, ponieważ w tej sprawie „zaczęły się mnożyć i powielać kolejne kłamstwa połączone często z wulgarnym hejtem internetowym”. Właścicielka La Manii wyjaśniła, że marka nie ukrywa współpracy z hutą szkła i ma zamiar tę współpracę dalej rozwijać. „I chciałabym powiedzieć jedno, bardzo dosadnie: ktoś za wszelką cenę chce zmanipulować fakty o naszych dwóch markach. My nigdy nie mówiliśmy, że posiadamy własną hutę szkła czy porcelany i nigdy nie mieliśmy takiego zamiaru. Huta Julia wydała dwa oświadczenia, że bardzo ceni sobie współpracę z nami i że doszło do błędu w opakowaniu u nich, ale to błąd ludzki. Czy za dwa błędy ludzkie niszczy się firmę?” – źródło cytuje wypowiedź Przetakiewicz.
W kolejnej części rozmowy z businessinsider.com.pl poruszono temat podpisywania autorów projektów, oferowanych przez La Manię. Joanna Przetakiewicz mówiła, że żadna marka nie podaje imienia i nazwiska pracownika, który odpowiada za dany projekt i zdarza się to jedynie w wyjątkowych przypadkach – np. specjalnych kolekcjach. Źródło zauważyło jednak, że w takim przypadku pojawia się błąd w komunikacji między firmą a jej klientami, ponieważ odbiorcy nie zastanawiają się nad odsetkiem produktów pochodzących z Polski, gdy słyszą „produkujemy w Polsce”. „Klient ma zawsze rację. Ale dodam, że gdybyśmy chcieli komunikować się tak, by nikt nigdy niczego nam nie zarzucił, to musielibyśmy mówić, że »proponujemy produkty, które według nas są najładniejsze z najlepszym stosunkiem designu do rozsądnej ceny«. Posługiwać się gładkim językiem, po którym nikt nigdy nie miałby do nas pretensji. Opowiadać w nijaki sposób o wszystkim, masło maślane. Wtedy na pewno nikt się do nas nie przyczepi” – odpowiedziała Przetakiewicz. Zaznaczyła także, że nie będzie mówić poprawnymi zdaniami przygotowanymi przez osobę trzecią i woli być szczera, emocjonalna i naturalna.
Joanna Przetakiewicz stwierdziła również, że marce nie przyszło do głowy, że ktoś mógłby poczuć się oszukany, a afera związana jest jedynie z błędem komunikacyjnym. W odpowiedzi na pytanie o plan naprawy wizerunku marki przyznała z kolei, że firma będzie klarownie opisywać swoje produkty, „pomimo tego, że inne platformy wcale tak nie robią i nie muszą tego robić”. „Każdy kryzys też uczy i jeśli podchodzi się do niego racjonalnie, to czyni nas lepszym. I tak będzie” – podsumowała właścicielka La Manii. (ak)
Zdjęcie główne: youtube.com – FashionHouseLaMania