Długo się zastanawiałem próbując przypomnieć sobie, co takiego dobrego w marketingu politycznym wydarzyło się w 2013 roku i doszedłem do wniosku, że nic nie zasługuje na to, aby w takim zestawieniu się znaleźć. Mimo iż poparcie dla partii politycznych się zmienia, to jednak najważniejszy wydaje się trend wzrostu partii „nie wiem na kogo zagłosuję”. To pokazuje, że politycy nie tylko mają kłopot ze zdobywaniem nowych wyborców, ale też tracą starych. Po części decyduje o tym długa lista marketingowych porażek:
1. Pełzająca rekonstrukcja rządu
2. Odejście przez PiS od ciekawej i skutecznej strategii debat programowych
3. Dopuszczenie przez posła Wiplera do publikacji swoich zdjęć ze szpitala i urządzenie łzawej konferencji po zajściach przed Enklawą
4. Zegarki (drogie lub podrabiane) Sławomira Nowaka
5. Sposób komunikacji reformy OFE
6. Brak wyrazistych i skutecznych pomysłów komunikacyjnych opozycji, która nie potrafi zmienić agendy mediów
7. Komunikacyjna niemoc ministra gospodarki
8. Zniechęcanie wyborców do udziału w referendum warszawskim
9. Konflikty wewnętrzne trawiące PO
10. Problemy Adama Hofmana (alkohol w Elblągu, potem przechwałki na Podkarpaciu)
11. Wyrzucenie Ryszarda Kalisza z SLD
12. Niemoc i agonia komunikacyjna Europy+
13. Występy medialne prof. Krystyny Pawłowicz
Niektóre z powyższych były jednorazowymi (ale szeroko komentowanymi) błędami, inne to strukturalne zaniedbania, których negatywne skutki nawarstwiają się. Jednak najgorszym – z punktu widzenia marketingu politycznego, którego celem jest przecież zdobywanie wyborców – jest to, że 2013 rok był kolejnym, który został komunikacyjnie zdominowany przez konflikt na tle wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. Przy silnie spolaryzowanym społeczeństwie, w którym jedni uważają drugich za zdrajców albo szaleńców, coraz większa część obywateli dystansuje się wobec polityki. I to jest największą porażką polityków, a jednocześnie marketingu politycznego, który dziś z polityką stanowi jedno.
Olgierd Annusewicz