Nikt mnie nie przekona, że bez obecności na Twitterze nie da się prowadzić skutecznej komunikacji rządu. To mit. Paweł Graś uznał (najpewniej wzorując się na Zachodzie), że Twitter będzie jego komunikacyjnym matecznikiem w internecie. I fajnie. Wypracował swój własny styl, tweetował regularnie, ale teraz już go nie ma. Przynajmniej nie w tej samej roli. Tęsknić nie będę. Jeśli nowa rzeczniczka nie czuje bluesa w social mediach, to niech pod presją i na szybko tam nie wchodzi. Bo to trochę jak z tańczeniem. Wymachiwać kończynami bez rytmu potrafi każdy, a utrzymanie ramy i nauka kroków to nieco dłuższy proces.
7 rad to jedynie duży skrót. I powinien służyć tylko jako pozycja wyjściowa do dalszego zgłębiania specyfiki tego medium.
1. Bez pośpiechu!
Nowa rzecznika rządu nie była do tej pory aktywna ani na Facebooku, ani na Twitterze. Jeśli ma się tam pojawić tylko dlatego, że jej poprzednik wypracował sobie taki mechanizm, to skutki mogą być katastrofalne. Nie ma nic gorszego, jak wchodzenie do social mediów bez zgłębienia ich specyfiki, podstawowej wiedzy o bezpieczeństwie, a już nie mówiąc o technicznej obsłudze. Jeśli przygotowania mają trwać nawet miesiąc czy dwa, to niech tyle trwają i nikt nie powinien się temu dziwić ani pytać, dlaczego pani rzecznik nie ma jeszcze na Twitterze.
2. Twitter to rytuał
Zupełnie jak picie kawy, poranne przeglądanie prasy albo mycie zębów. Wierzę, że rzeczniczka rządu świetnie to rozumie i tu akurat może z powodzeniem powielać regularność Pawła Grasia. Tweetowanie musi wejść jej w krew.
3. Tylko samodzielnie
Nawet jeśli rzeczniczka rządu będzie dobrymi ustami premiera i jego gabinetu, to nie wyobrażam sobie, żeby ktoś za nią prowadził to konto. Twitter, szczególnie w rękach urzędnika państwowego na takim stanowisku, musi być do granic możliwości autentyczny. Jeśli kiedykolwiek zrodzi się pomysł, że konto ma prowadzić asystent, to lepiej taki profil od razu zamknąć albo w ogóle nie startować.
4. Nauka na cudzych błędach
Twitter pamięta wiele wpadek oraz niefortunnych wypowiedzi, które prowadziły do mniejszych lub większych sytuacji kryzysogennych. Założę się, że i nowa rzeczniczka ich nie uniknie, ale przejrzenie takiej listy to konieczność. Czerpanie z historii to jedna z najlepszych lekcji. Może warto zacząć od profilu Hanny Gronkiewicz-Waltz, której konto reaktywowano dopiero w obliczu niemal pewnego referendum w sprawie jej odwołania. Nie warto pokazywać, że tonący brzytwy się chwyta.
5. Hejt traktować jak powietrze
Po prostu był, jest i będzie. Nie da się go całkowicie wyplenić. Blokować nie warto. Hejterów najbardziej nakręca fakt, że ktoś w jakikolwiek sposób zwrócił na nich uwagę, nawet poprzez blokadę. Dlatego najlepiej ich całkowicie ignorować.
6. Dyskusje, nie monolog
Oczywiście, nie sposób odpowiadać wszystkim i na wszystko, ale umiejętne wchodzenie w dyskusje na Twitterze z szeregowymi obywatelami, polemika z politycznymi rywalami, to nieoceniona sztuka, którą warto z biegiem czasu wcielić w życie. Taśmowa produkcja sztywnych tweetów bez wchodzenia w interakcję będzie działać jak narkoza.
7. Własny styl
Wystukać na klawiaturze przypadkowe 140 znaków potrafi wielu. Ale własny styl, kultowe sformułowania nadają wyrazistości, którą społeczność Twittera szybko doceni. Nie warto kopiować specyficznych przyzwyczajeń lub stylów poprzednika. To, że zastępuje się go na tym samym stanowisku, nie znaczy, że trzeba kontynuować jego mechanizmy. Nawet jeśli będzie on na początku nieudolny, to najważniejsze, by był autentyczny – społeczność z czasem do tego przywyknie.
Kamil Newczyński, SocialTalk.pl