Dr Mirosław Filiciak – kulturoznawca i medioznawca SWPS
Facebook – obok Google – jest jednym z symboli przemian, które dokonały się na rynku technologii i mediów w ostatnich latach. Firma, której akcje we wrześniu 2013 roku były warte przeszło 100 miliardów dolarów sama w istocie niewiele tworzy. Facebook zarabia na tym, co wyprodukuje ponad miliard użytkowników serwisu – przede wszystkim na udostępnianych przez nich informacjach o samych sobie. Jako gigantyczna platforma reklamowa zarabia też na treściach, które produkują profesjonaliści, „świecąc” reklamy obok materiałów, na których powstanie sam serwis nie wydał ani grosza. W efekcie firma jest współwinna destabilizacji rynku mediów, ale na tym kontrowersje się nie kończą.
Serwis działa w sposób nietransparentny, co widać choćby po decyzjach o blokowaniu wybranych treści czy profili. Jako efektywne narzędzie komunikowania umożliwił, np. organizację oddolnych protestów politycznych w wielu krajach świata. Pomógł jednak i w obserwowaniu ich organizatorów… Mimo wszystkich tych niejednoznaczności, jedno jest faktem: bez względu na to, co myślimy o Facebooku, coraz trudniej z niego nie korzystać.
Facebook pomaga oswoić i poukładać internetowy nadmiar. Filtrować treści, bo po co męczyć się z szukaniem, np. filmowej rekomendacji, skoro ktoś w naszej sieci społecznej już to zrobił. Skutecznie zarządzać relacjami z bliższymi i dalszymi znajomymi, także w wypadku nieregularnych kontaktów tworząc poczucie „intymności w tle”. Nawet jeśli rzadko kogoś widujemy, wiemy, co u niego słychać. Efektem ubocznym pośrednictwa Facebooka w coraz większej liczbie kontaktów jest też nasza rosnąca autorefleksyjność – kiedy przed kilkoma laty w SWPS realizowaliśmy badanie „Młodzi i media” byliśmy zaskoczeni, że licealiści tak świadomie rozmawiają o kontaktach z rówieśnikami, odnosząc się choćby do liczbowych wskaźników zbieżności gustów. To efekt działania serwisów społecznościowych, na których każdą rozmowę i wyraz sympatii lub antypatii jest zarchiwizowany i wyszukiwalny, co pozwala później go analizować. Ale to też element algorytmizacji kolejnych sfer naszego życia. Nie tylko Facebook traktuje nas jako zbiory danych, również my myślimy coraz częściej w podobny sposób o sobie i naszych bliskich.
Oczywiście jako najpopularniejszy serwis społecznościowy jest też symbolem przesunięcia granic między sferą prywatną a publiczną, definiując na nowo kategorie nie tylko tego co wypada, ale wręcz warto pokazywać. Obok danych Google’a, jest więc pewnie najpełniejszą bazą danych o współczesnym świecie. To fascynujące, ale i przerażające.