poniedziałek, 18 listopada, 2024
Strona głównaAktualnościNiewęgłowski: nie tylko branża PR jest narażona na tzw. efekt psucia rynku

Niewęgłowski: nie tylko branża PR jest narażona na tzw. efekt psucia rynku

Myślę, że branża public relations nie jest jedyną, która jest narażona na tzw. efekt psucia rynku. Przecież od lat z podobnymi problemami targają się również branża reklamowa czy też ta związana z szeroko pojętymi usługami w obszarze social media. Źródeł takiego stanu można szukać w niedoskonałości samego ekosystemu.

Po pierwsze – kwestia przetargów publicznych. W dalszym ciągu kluczową rolę odgrywa cena, a nie profesjonalizm, doświadczenie, sama oferta firmy lub agencji. Widać to najlepiej w przypadku tych przetargów, w których w grę wchodzą środki unijne. Często to cena, a dokładnie jej wysokość, ostatecznie decyduje, kto zostanie wybrany. Im niższa, tym większe szanse na wygraną. Po drugie – potencjalni klienci często za bardzo nie orientują się w tym, na czym polega public relations lub też w jaki sposób (i w jakim stopniu) może im się najlepiej przysłużyć. Dla wielu z nich nasze usługi kojarzą się z np. sponsorowanymi tekstami w prasie lub internecie lub mniej “nachalnymi” formami reklamy.

Po trzecie – niestety sama branża nie jest doskonała. Osobiście znam historię wielu firm, które korzystały z różnych (mniej lub bardziej znanych agencji public relations), i nie były zadowolone z efektów. Rezultatów albo nie było, albo były takie, które nie pokrywały się z obietnicami. Ponadto przy większych agencjach w grę może wchodzić poczucie anonimowości klienta – jest jedną z wielu marek, jakie obsługuje agencja. W połączeniu ze zbyt rozpalonymi obietnicami, może to prowadzić do tego, że firmy albo rezygnują z usług public relations (mając o nich negatywne zdanie), albo będą starać się szukać mniejszych agencji: bardziej elastycznych, bardziej sprofilowanych, bardziej indywidualnie traktujących firmy i przy tym relatywnie tańszych. Podkreślam – relatywnie tańszych – bo nie jest tajemnicą poliszynela, iż stawki mogą być zaniżane zarówno przez duże, jak i małe agencje. Podobnie jest z jakością oferowanych usług.

Oczywiście nasuwa się pytanie, czy niewidzialna ręka rynku (relacje pomiędzy popytem a podażą) to najważniejszy czynnik, który przyczyni się do zdrowej sytuacji na rynku public relations. Moim zdaniem nie, ponieważ powinien liczyć się również zdrowy rozsądek. Dla przykładu, można posiłkować się rozwiązaniem stosowanym u naszych zachodnich sąsiadów. W przypadku niemieckich przetargów, 2-3 najdroższe oferty oraz 2-3 najtańsze oferty są na wstępie odrzucane. Inna sprawą jest to, w jaki sposób branża ma dbać o siebie. Z uwagi na to, iż praca w public relations to moim zdaniem zawód wysokiego zaufania i odpowiedzialności społecznej, powinna być w jakiś sposób weryfikowana lub też regulowana. To z kolei przełożyłoby się na unormowanie kwestii związanych z wyceną poszczególnych usług public relations. Byłyby znane tzw. widełki, którymi mogliby się posiłkować organizatorzy przetargów.

Marcin Niewęgłowski, właściciel OMG! PR

Czytaj także:
Watza: wojny cenowe agencji

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj